poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 9



Całe szczęście mama nastawiła budzik i mnie obudziła. Sądziłam, że mój telefon mnie nie zawiedzie, a ten zaczął wariować.

Szybko wstałam i zaczęłam się szykować. Mam tylko dwie godziny. Dobrze, że włosy szybko mi schną, to prysznic postawi mnie na nogi. Jeszcze w piżamie pognałam do łazienki, gdzie zrzuciłam ciuchy do prania, a sama weszłam pod bieżącą ciepłą wodę. Namydliłam się karmelowym żelem i użyłam truskawkowego szamponu. Zawsze mam ochotę spróbować jak smakuje, ale w porę się opamiętuje. Spłukałam pianę i jeszcze tylko użycie odżywki jabłkowej. Wmasowałam ją w głowę i chwilę odczekałam, żeby się jej pozbyć. Czuje się czysta, więc mogę biec dalej się ubierać. Prawie jak na czyjeś wesele, każdy biega, ubrania są bardzo eleganckie i do tego fryzury jakby dopiero od fryzjera wyszły. Całe szczęście wczoraj sukienkę oraz wszystkie dodatki naszykowałam tuż przed snem.

Powinnam udać się na śniadanie, ale nie za bardzo teraz myślę o jedzeniu. Przed takimi przyjęciami wolę się nie najadać. Nie wiem jak rodzicie mogą tak spokojnie siedzieć i sobie rozmawiać. W sumie dla nich to tylko kolejne wyjście do znajomych. Powinnam się już przyzwyczaić, skoro wszędzie mnie zabierają odkąd zaczęłam chodzić. Pewnie będąc w wózku też jeździłam z nimi.

-Kochanie załóż jakąś narzutkę, bo na dworze nie jest ciekawie. Może potem się poprawi. - Mama wkroczyła akurat, kiedy stałam w samym ręczniku. Starałam się znaleźć w szafce buty, bo tylko je gdzieś schowałam.

-Jasne, zaraz coś znajdę – odpowiedziałam zarzucając na siebie tymczasowo dużą koszulkę oraz dresy. Moja rodzicielka też siedziała jeszcze w piżamie.

Muszę zająć się makijażem, bo później nie zdążę na czas z niczym. Usiadłam przed lustrem i wyjęłam wszystkie potrzebne kosmetyki. Zaczęłam od kremu, który utrzymuje mi dłużej całą resztę. Włosy były schowane pod turbanem, żeby szybko schły.

Z jednej strony lubię być pomalowana, ale jeśli mam do wyboru więcej godzin snu, to wybieram spanie. Nie przeszkadza mi dzień bez tego wszystkiego. Ale na taką okazję wolę się „odstawić”, bo nie wiadomo kogo tam zastaniemy.

*

-Evelyn! - krzyczał tato wchodząc po schodach na górę. Właśnie skończyłam robić włosy. Zostało mi tylko ubranie się i jestem gotowa do wyjścia.

-Już idę! - odparłam podbiegając do drzwi. Otworzyłam je, żeby mężczyzna się nie fatygował.

-Ile można się ubierać? Christian już czeka pod bramą.

Cholera. Zapomniałam, że miał być trochę wcześniej. Powinien zadzwonić, a nie czekać, aż ktoś go zauważy. Nałożyłam w pośpiechu sukienkę, wcisnęłam buty. Miałam już wychodzić, ale lustro mnie tak bardzo wzywało. Muszę się poprzeglądać przynajmniej parę sekund. Moją manią jest sprawdzenie dokładnie każdej strony, czy aby na pewno sukienka dobrze leży, bo może być brudna lub pogięta. Całe szczęście wszystko ze sobą współgra, a kreacja jest idealna. Tak jak sobie to wyobrażałam. Luke miał rację, muszę zacząć bardziej w siebie wierzyć, bo wyglądam bardzo dobrze. Rodzice nie mieli okazji mnie zobaczyć, więc teraz nie będą mieli nic do gadania, bo niestety nic na przebranie już nie mam. Do tego mam buty oraz narzutkę. Dosłownie wszystko już zaplanowane. Chociaż jeśli tacie coś nie podpasuje, będę pewnie zmuszona zmienić strój. Znając jego, nie wypuści mnie z domu, jak nie będzie po jego myśli. Przyzwyczaiłam się do jego humorów i mam straszny respekt do jego zdania. Czasem zdaje sobie sprawę, że się go boję i robię to co każe. Nie pamiętam żadnego dnia jak sama podejmuję decyzję i ona się ziszcza. Dopiero po jego zatwierdzeniu mogę zrobić to co chcę.

Sprawdziłam czy w małej kopertówce mam kosmetyki, telefon oraz paczkę gum do żucia. Zawsze je ze sobą noszę, na wypadek zatuszowania czegoś lub dla świeżości.

Gotowa ruszyłam do wyjścia. Pomału zeszłam po schodach, aby nie wylądować na samym dole w kawałkach.

-Mówiłam ci przecież o telefonie! – zobaczyłam chłopaka stojącego w holu. Skrzywił się na moje słowa, ale spokojnie wciągnął powietrze.

-Zapomniałem go spakować – odpowiedział zaciskając szczękę, podchodząc do mnie – dałem im wszystko, tak jak mówiłaś. Wyglądali na zadowolonych.

Ucałował mnie w policzek i wszyscy wspólnie wyszliśmy do samochodu, który od jakiejś godziny już na nas czekał. Nasz kamerdyner – Feliks – otworzył nam drzwi. W środku zawsze jest tak czysto i przejrzyście. Zajęłam miejsce przy oknie, bo strasznie lubię podziwiać widoki. Reszta mojej rodziny dołączyła do naszej dwójki i mogliśmy ruszać.

Czułam jak Chris zaciska swoją rękę na moim udzie. Stresuje się ich obecnością, albo chciałbym na mnie nawrzeszczeć za to, że go okrzyczałam wcześniej. Jak zawsze zapowiada się piękny dzień.

Mama zaczęła opowiadać coś o wczorajszym dniu, a ja udawałam iż wszystko rozumiem. Tak naprawdę nie mam ochoty niczego słuchać tylko skupić się na muzyce i opanowaniu przed bankietem. Jestem strasznie ciekawa ile osób będzie, kto będzie i czy jedzenie znowu mi tak bardzo zasmakuje. Ostatnim razem dali przepyszne babeczki z nadzieniem czekoladowym. Rozpływały się w ustach, jak babcine ciastka. A przystawki w formie małych muszelek, to było widowisko. Szynki pokrojone w taki kształt. Ogólnie chyba hasło przewodnie to „Morskie stworzenia”, gdyż nawet tort był zrobiony jako konik morski. Zachwycać się można było cały czas, przeglądając wszystkie potrawy. Moi rodzice postanowili też w tym roku zrobić coś większego, ale nie znaleźli pomysłu. Musze się ich zapytać czy już coś mają, bo taka impreza u nas w domu to coś wielkiego. Wtedy mogłabym być jak księżniczka na swoim własnym balu. Jeszcze zeszłabym tak specjalnie po schodach. Marzenia czasem się mogą spełniać, nawet te z dzieciństwa.

Przypomniałam sobie o o telefonie, który trzeba wyciszyć. Wyciągnęłam go z torebeczki i w porę wyłączyłam dzwonki, bo dostałam wiadomość od Lucasa. Zanim to odczytałam sprawdziłam co robi mój chłopak. Był wyłączony i wpatrywał się przed siebie. Odblokowałam go ponownie i weszłam w SMS.

Baw się dobrze i lśnij! Buźka – Luke”

Uśmiechnęłam się wystukując krótkie podziękowania. Schowałam komórkę zajmując się poprzednią czynnością, czyli czekaniem na dojazd.

-Bądź na miejscu, Feliksie. - Mój tato kazał mu zostać tutaj, dopóki nie będziemy wracać. Biedny będzie zmuszony siedzieć cały dzień i wieczór przed domem. Chyba, że służba ma specjalne miejsce dla siebie. Jednak nasz kamerdyner jest przyzwyczajony do wymagań mojego ojca i matki. Podziękowałam za otwarcie drzwi, a następnie chwyciłam się ramienia Christiana.

Willa nic się nie zmieniła. Dalej ogromna, jedynie widać nowe piękne kwiaty i właścicieli, którzy wyszli po nas na zewnątrz.

-Witajcie! Nie mogliśmy się już was doczekać. - Mężczyźni podali sobie rękę, a moją i mamy pan Goldberg ucałował. Tak samo zrobił tato z dłonią pani Goldberg. Pokierowali nas do wejścia, gdzie zabrano nasze płaszcze i zaprowadzono do stołu. Każdy miał ustalone swoje miejsce. Całe szczęście to tylko chwilowe, ponieważ po mowie powitalnej i tak każdy będzie chodził po cały domu, tańczył, na taras wyjdą ludzie palący, a do tego ich piękny ogród trzeba zwiedzić.

Państwo Goldberg mają dwójkę dzieci. Syn jest jest ode mnie o pięć lat starszy, a córka o rok młodsza. Będąc w podstawówce spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Potem zaczęło się gimnazjum i nasze drogi się rozeszły. Dawno ich nie widziałam, nawet na przyjęciach wyprawianych tutaj. Jestem co roku, a ich nie ma. Może wyjechali do innego kraju się uczyć, albo jeżdżą w tym okresie na wczasy do dziadków. Mają ich w Stanach Zjednoczonych, więc wcale się nie dziwię, że spędzają tam czas. Sama chętnie bym wyjeżdżała mając tam rodzinę.

-Czuję się nie komfortowo – otrząsnęłam się słysząc głos Chrisa.

-Dlaczego? Przecież to tylko ludzie – odparłam upijając łyk białego wina.

-Może dla ciebie są normalni, ale dla mnie to tylko zadufane snoby – wyszeptał, tak by inni nie usłyszeli. Wywołał dziwne emocje u mnie tymi słowami. Może dlatego, że ja w przyszłości też będą, jak on to ujął „zadufanym snobem”.

-Czyli mnie też masz na myśli? Albo moich rodziców? - nie wytrzymałabym siedząc obok niego i nic na ten temat nie powiedzieć. Poczułam się urażona jego słowami, nawet jeśli to dotycz obcych ludzi. Chociaż nie wszyscy są nieznani. Parę osób kojarzę i wcale nie uważam tak jak mój chłopak. Większość z nich na co dzień ratuje wiele ludzi, udziela się charytatywnie i po prostu pomaga.

-Kotek, nie mówię o tobie. Mam prawo powiedzieć to co myślę, a ty nie powinnaś się ze mną kłócić.

Zostawiłam to bez komentarza, ze względu na niechęć do mini wojny w takim towarzystwie.

Obserwowałam stół i jedzenie znajdujące się na nim Już mi ślinka cieknie na sam widok. Odwróciłam wzrok ze słodkości na osoby wchodzące na salę. Chwilowo nikogo nie znam, ale pewnie za niedługo poznam.

Na stołach były kremowe obrusy, serwetki zwinięte na kształt łabędzia. Firany zwisały do samej podłogi w kolorze brzoskwini. Wracam wzrokiem na środek salonu i dostrzegam ogromne, czarne pianino. Chyba dopiero je wyczyszczono, bo strasznie się błyszczy. Chęć zagrania na nim wzrasta z każdą sekundą patrzenia w tamta stronę. Ze smutkiem odwróciłam głowę w drugą stronę, aby dalej podziwiać. Kelnerzy jak zawsze w eleganckich strojach plus każdy miał beżowe muszki, przyczepione na szyjach. Chodzą z uśmiechem na ustach i każdemu podają lampkę wina, oczywiście do wyboru jest kilka rodzai win. Ja uwielbiam różowe i białe. To są moje ulubione. Jeszcze jeśli mają rocznik 1958 to już w ogóle marzenie. Raz babcia mnie nim poczęstowała i uznałam, że zakochałam się w tym smaku. Im starsze tym lepsze, ale jakoś ten rok najbardziej przypadł mi do gustu. Nie będę się ich pytać, bo nie należy to do ich pracy, żeby znać jakie wina mają na tacy. Oni muszą mi dać takie na jakie mam ochotę i z uśmiechem odejść.

Nie mogę się doczekać, aż wszyscy zajmą swoje miejsca i będzie można zacząć się bawić. Pragnę udać się do ogrodu i podziwiać wszystkie kwiaty. Pani Goldberg ma wszystkie kolory róż, a to jest mój ukochany kwiat. Mogę wyjść na pospolitą dziewczynę, której wystarczy czerwona róża, lecz ja wolę niebieskie lub różowe. Ale czerwoną też nie pogardzę, ważne iż chłopak coś przyniesie. Zawsze mówiłam swoim bliskim, że jeden kwiatek jest dla mnie idealnym prezentem, nie trzeba się jakoś starać by zyskać u mnie empatię. To, że jestem z dobrego domu i mogę mieć wszystko, nie oznacza że jestem zakochaną w pieniądzach egoistką. Bardzo chętnie jadam w przydrożnych barach i nie muszę co tydzień jechać do gorących krajów.

Miałam w prywatnym gimnazjum takie laski, które tylko mówiły gdzie to one nie jadą i gdzie one nie były. Każdy był tym znudzony już za drugim razem. Dobrze, że Clari nie jest tak pusta jak one i mogę zawsze z nią iść na burgera.

-Witam Pana Malika – zwróciłam uwagę na ostatnią osobę, która przekroczyła próg salonu. Moja szczęka chyba wylądowała na ziemi, a oczy rozszerzyły się jak po użyciu narkotyków.

-Przepraszam za spóźnienie, ale praca strasznie zatrzymuje ludzi. - Rozglądnął się po pomieszczeniu i usiadł bardziej na prawo, tak że nie mógł mnie zauważyć od razu. Jak by się zaczął rozglądać to znalazłabym się na linii ognia.

Pan tego domu postukał łyżeczką o swój kieliszek i tym kazał nam wszystkim wstać. Uniosłam swoje naczynie i nie ruszałam głową, aby przypadkiem nie natrafić na Zayna Malika. Chyba mój tato nie przemyślał listy gości, którzy mogą się zjawić u jego znajomych.

-Chciałem państwu bardzo podziękować za przyjście. Jest to nasz coroczny bankiet na cześć organizacji charytatywnej mojej żony – tu wszyscy zaczęli klaskać. Pani Goldberg otworzyła organizację do walki z rakiem, po śmieci jej siostry na złośliwy nowotwór. - Jak za każdym razem jest okazja do wylicytowania kilku drogocennych przedmiotów, a pieniążki zostaną przesłane na cel charytatywny. Proszę się bawić, smakować, i oczywiście zwiedzać na zewnątrz cały majątek mojej żony.

Unieśliśmy do ust kieliszki i każdy zrobił łyk. Po czym rozbrzmiały się gromkie brawa. Przez bitą minute wszyscy stali i klaskali. Państwo Goldberg podziękowali i kazali zacząć muzyką grać. Ktoś powinien wykorzystać to pięknie pianino, a nie biedne stoi i czeka na czyjeś dłonie. Po kolejnych dwóch kieliszkach sama chętnie tam zasiądę i zagram coś swojego. Zazdroszczę im, że mają własne cudo. Ja na swoje jeszcze muszę trochę poczekać, bo pokój muszą mi specjalnie wyremontować na instrumenty. Nie zmieszczę go w swojej sypialni, bo zajmie zbyt dużo miejsca. A ja potrzebuje mieć przestrzeń, by czuć się swobodnie. Więc po dłuższych negocjacjach na dole, w małym pokoiku znajdzie się miejsce. Tylko muszę poczekać parę dni na remont. Czyli zmianę farby na ścianach i poprzesuwanie wszystkich tam znajdujących się mebli.

-Idziemy zatańczyć? - Spytał Chris podając mi rękę. Spojrzałam na parkiet widząc parę par poruszających się. Wstałam i razem tam poszliśmy. Moi rodzice już od jakiejś chwili zniknęli ze swoimi znajomymi na parę kieliszeczków whisky i magicznej nalewki.

Będąc na uboczu parkietu, owinęłam ręce wokół karku chłopaka, a on położył swoje na moich biodrach. Muzyka grana jest dość wolno, czyli tylko kołysanie wchodzi w grę. Patrzyłam w oczy bruneta, a on zjeżdżał rękami w dół na moje pośladki. Uniosłam w górę brew nie wiedząc co on zamierza. Rozejrzałam się po innych osobach i na szczęście nikt nas nie obserwował. Pokręciłam głową i zrobiłam krok do tyłu.

-Kotek, tutaj jest dużo osób – wytłumaczyłam się widząc jego krzywe spojrzenie. Jesteśmy razem od jakiejś godzinki i nie wybuchnął. Zaczyna robić postępy, albo po prostu nie chce pokazywać obcym osobom swojego charakteru. Teraz też nic nie zrobił tylko pokiwał głową ponownie mnie do siebie przysuwając.

-O to i jest, piękna córka Richardsona! - zamierzałam zjeść kawałek ciasta, ale podszedł do mnie pan Goldberg.

-Tak to ja – zaśmiałam się do niego.

-Przypominasz mi bardzo moje dzieci. Ze względu, że się bawiliście w dzieciństwie razem – dotknął mojego policzka i uszczypnął go, dokładnie jak robi moja babcia.

-Strasznie mnie zastanawia gdzie oni są? Nie widziałam ich już tyle lat..

-Kochana, sądziłem że wiesz wszystko – uśmiechnął się blado – Thom wkroczył do wojska, a Monic wyjechała do Paryża, gdzie uczy się o sztuce.

To mnie zaskoczył. Przez moment mnie zatkało, bo zawsze wierzyłam iż Thomas będzie adwokatem, a Monic zostanie genialnym weterynarzem. Kochała zwierzęta jak jeszcze żadna osoba, którą poznałam. Najwidoczniej coś się jej odwidziało i robi coś co bardziej pokochała.

-Jestem w szoku, ale pozytywnym szoku – wrócił do naszego stolika Chris, który od razu zmierzył miłego starszego pana wzrokiem zabójcy. Położył rękę na moim biodrze przyciągając mnie do siebie.

-Nie będę przeszkadzał, bawcie się dobrze. - Pożegnałam go i spiorunowałam wzrokiem chłopaka. Zrzuciłam jego rękę i chciałam odejść, ale zatrzymał mnie. Mocno zacisnął dłoń wokół mojego nadgarstka i wyprowadził na zewnątrz. Nie patrzyłam na nikogo, gdyż nie chciałam pokazać swojego strachu. Czułam czyjś wzrok na sobie, ale nie poświęciłam tej osobie nawet sekundy. Znalazłam się na dworze, ale jemu nie wystarczyło. Kręci się zbyt wiele osób, a skoro Chris traci panowanie to nie chce świadków.

Głupia byłam jakąś godzinę temu, skoro oceniłam jego postęp na plus. Nie mogę się popłać. Każdy dostrzeże rozpływający się tusz i zaczerwienione oczy. Obcym mogę skłamać o alergii, natomiast moich rodziców nie da się w taki sposób oszukać.

Brunet doszedł do wybranego przez siebie miejsca i popchnął mnie w stronę ławki. Nie usiadłam na niej, tylko odwróciłam się do niego plecami. Zaczynam się go bać. Z każdym kolejnym takim wybrykiem, nie wiem co o nim myśleć i o nas.

Chłopak stał i nic nie mówił. Dopiero po chwili odwrócił mnie do siebie przodem. Położył rękę na moim policzku i delikatnie ją muskał. Pojawił się stary Chris, którego pokochałam. Ten stan nie trwał zbyt długo, bo jego ręką powędrowała do moich włosów. Kilka kosmyków wisi luzem, co ułatwiło mu szarpnięcie mnie za nie. Poleciałam głową do przodu. Poczułam okropny ból właśnie w tym miejscu, gdzie chyba wyrwał mi garść włosów, a do tego zmusił mnie do gwałtownego zgięcia w pół. Mój kręgosłup przeżywał załamanie, bo nie wiedział co się dzieje. Tak samo i ja. Wyprostowałam się ze łzami w oczach. Chciałam go ze złości uderzyć, już się zamachnęłam, ale złapał mnie za ramię uniemożliwiając dany krok. Patrzył czarnymi oczami w moje, tak jakby wpadł w trans.

-Czemu mi tak działasz na nerwy?! Chcę jak najlepiej, a ty cały czas masz coś do powiedzenia, albo nie pozwalasz mi na dotykanie twojego ciała.. Co jest nie tak, Eve?! Co ja kurwa zrobiłem?!

Krzyczał tak kropnie, że nie słyszałam głosu swojego chłopaka. Przede mną stoi obca osoba, która przyjęła jego posturę. Głos obcego kolesia z filmu o przemocy.

Nic nie odpowiedziałam, więc przejechał ręką po moich plecach i przysunął się do mnie. Stałam w bezruchu nie mogąc niczym ruszyć. Sparaliżowało mnie to co powiedział i zrobił. Po wyżyciu się fizycznie, zaczął psychicznie. Teraz czas na miłość i obwinienie mnie za całe zajście..

-Kocham cię – wyszeptał do mojego ucha próbując zjechać na pośladki. Nie powstrzymałam go więc zacisnął je z całej siły. Pisnęłam najciszej jak tylko potrafię. Nie czuje żadnej przyjemności z tego, a chyba powinnam się czuć jakoś podniecona?

-Zróbmy to, tutaj – dalej szeptał zjeżdżając ustami na moją szyję. Przyssał się i zaczął robić malinki. Pokręciłam głową i musiałam się odsunąć. Mam za mało siły, aby od razu odszedł. Stał i czułam go na swojej szyi, dopiero po chwili zebrania odpowiedniej siły, popchałam go na metr od siebie. Złapałam się w to miejsce i wymasowałam, bo nie chce mieć żadnego widocznego śladu. Natomiast jemu się to nie spodobało, stoi i z zaciśniętymi pięściami patrzy w moją stronę.

-Nie chcę – powiedziałam zbierając odwagę – to nie czas i miejsce.

Odchrząknęłam przygryzając wargę i patrząc na jego reakcję.

-Nigdy nie jest czas! Czy ty mnie jeszcze kochasz?! - zrobił krok w moją stronę i potrząsnął mną. Łzy już automatycznie zaczęły spływać, a ja błagałam aby nie spotkać rodziców.

-Czy wszystko w porządku, Evelyn? - usłyszałam ciężki męski głos. Chris puścił mnie i objął ramieniem. Po raz kolejny w mojej głowie zapanował chaos i nie wiedza na temat tego co on właśnie wyprawiał.

-Nie wiem skąd pan zna imię mojej dziewczyny, ale proszę dać nam spokój. To ona wpadła w lekką histerię, a ja starał..

-Widziałem to trochę inaczej. To pan krzyczał na nią, a do tego zaczął ją szarpać.

Zayn Malik w prawdziwej postaci.. Stara się pomóc damie wyjść z opałów. Christian nie ma szans, a do tego on wszystko widział... Teraz już w ogóle powinnam usiąść pod drzewkiem i zalać się łzami. Nie powie rodzicom, bo jeśli oni za nim nie przepadają, to raczej on za nimi też. Lecz może wspomnieć swojemu ojcu, a wtedy droga do mojego jest po linii prostej.

-Słuchaj, jeśli nie chcesz mieć problemów to zawróć i zapomnij. My sami rozwiążemy sprawę, która jest naszą osobistą rozmową. -Powiedział Chris zaciskając swój uścisk w stosunku do mnie jeszcze mocniej. Starałam się jakoś uwolnić, ale nie mogłam. Mulat cały czas obserwował moje zachowanie. Teraz schowałabym się pod kołdrę, ponieważ makijaż mi spływa i wyglądam okropnie tak jak się czuję. Niech mnie zabierze od bruneta, po prostu na dziś mam go dość. Jest moim chłopakiem, ale jesteśmy w takim miejscu, że powinien zachować spokój nawet jak bardzo go zirytowałam. Jednak ja tak wcale nie uważam, żebym była w jakiś sposób okropna w stosunku do niego. Wyraziłam swoje zdanie, może to go bardzo zdenerwowało. Chyba powinnam siedzieć całe życie jak mysz pod miotłą i zgadzać się z każdym jego słowem, to trochę przesada. Nie żyjemy w takich czasach.

-Nie wydaje mi się, aby Evelyn jakoś podobał się sposób waszej rozmowy – zaczął Malik podchodząc do nas bliżej – dlatego proszę ją puścić, bo będę zmuszony wezwać ochronę, a to już nie będzie należało do miłej rozmowy.

Mocne słowa, ale przynajmniej bez przemocy. Chris skoczyłby mu do gardła jeśli by miał możliwość, albo jeśli ten by zaczął.

Poczułam jak jego ręce zostawiają moje ciało w spokoju. Korzystając z okazji odbiegłam od niego zakrywając usta. Zatrzymałam się przy swoim „rycerzu”.

-Chcę, żebyś opuścił to przyjęcie natychmiast – powiedziałam pewnie do swojego chłopaka. Nic więcej nie chciałam słyszeć, ani mówić. Na dziś wykończył mnie we wszystkich możliwych sposobach. Dalej nie wiem co się stało jakiś czas temu, ale to nigdy nie jest do zrozumienia. To trzeba przeżyć. Dlatego ruszyłam w następną alejkę, gdzie stoi duża drewniana altanka. Będę tam siedzieć, dopóki mi nie przejdzie stan roztrzęsienia, albo dopóki mnie nie zabiorą..

1 komentarz

  1. Jeju, Zayn takim bohaterem *-* Szkoda tylko, że to wszystko się tak wolno dzieje, pzez co jest odczuwalny niedosyt. Tak się zaczytałam, że nie zauważyłam żadnych błędów, więc plus dla Ciebie. Czekam na następny, pozdrawiam i życzę dużo weny xx

    OdpowiedzUsuń