piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 11



Dochodzi ta godzina. Mój żołądek doznał takiego ścisku, jak nigdy w życiu. Clar zostawiła mnie jakieś dwie godziny temu, żeby wrócić do domu i wyjść niby ze mną do kina. Kochana zgodziła się na to. Setny raz spoglądam w lustro, sprawdzając czy mój strój nie jest elegancki, ani zbyt luźny. Tak trudno było mi przyporządkować dwa różne style ze sobą. Ale w rezultacie zdecydowałam się na podarte, jasne spodnie oraz niebieską koszulkę, która jest lekko krótkawa. Na to mam zamiar narzucić skórkę i ubrać białe adidasy. Włosy zostawiłam w nieładzie, a makijaż jest bardzo lekki.

Całe szczęście, że rodzice leżą u siebie w sypialni i nie zadawali mi żadnych pytań. Pewnie teraz nawet nie mają na to siły. Nie dziwię się im, ja najprawdopodobniej też bym nie miała po takiej balandze.

Ciekawe czy jest punktualny. Z tego co zdążyłam zauważy, to spóźnił się kilka razy jak się spotykaliśmy. Więc jesteśmy odwrotni, ponieważ ja nienawidzę się spóźniać ze względu na zasady mojego ojca. On tego nie toleruje, więc ja mam we krwi punktualność. Jest ciężko jak nie wiem co ubrać, ale zawsze się wyrabiam.

Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam pod bramą czarne auto. Serce mi tym razem stanęło, bo przecież mamy domofon. Jedno kliknięcie i po mnie. Biegiem wyleciałam z pokoju biorąc torebkę. Pokonywałam po trzy schodki naraz – to cud, że mam całe nogi. Po raz pierwszy w kilka sekund znalazła się na podwórku. Chłopak już stał i miał zamiar zadzwonić, jednak dojrzał moją osobę. Stanęłam łapiąc oddech i poprawiając włosy. Pewnym krokiem szłam przed siebie, szukając w torebce kluczy od furtki. Stres wziął nad moimi rekami władzę i zamiast trafić do dziurki, wypadły mi ona na drugą stronę. Przygryzłam wargę i szybko się po nie schyliłam.

Druga próba się powiodła. Odetchnęłam znajdując się za swoją posesją. Malik stał przy samochodzie majstrując coś na telefonie. Przestał czując moje spojrzenie na sobie.

-Witaj, Evelyn – powiedział podchodząc i otwierając mi drzwi.

-Zayn – kwiknęłam głową wsiadając. Szatyn okrążył pojazd i znalazł się na kółkiem. Mogłam dokładnie się przyjrzeć jego ubiorowi. Zwykłe ciemne spodnie, biała koszulka i na to czarna koszula w kratę. Zadziwiająco normalnie jak na taką osobę. Słysząc różne plotki na temat takich biznesmenów, sądziłam iż każdy nosi cały czas garnitur. A jak nie, to jakaś biała koszula i eleganckie spodenki. A tutaj taka miła niespodzianka.

Zagapiłam się na chłopaka, bo nagle sprowadził mnie na ziemię jego szeroki uśmiech. Potarł się po lekkim zaroście i spojrzał w moją stronę. Spuściłam wzrok na swoje nogi i zapięłam pas.

-Jesteś strasznie cicha i nieśmiała – zaczął jakoś panować nad atmosferą między nami.

-A ty za to lubisz mnie onieśmielać – zaryzykowałam bez namysłu. Odpowiedź była błyskawiczna, bo całe auto rozbrzmiało jego śmiechem. Uniosłam jedną brew patrząc na Mulata. Pokręcił głową zmieniając bieg.

-Masz rację – zatrzymał samochód na czerwonym świetle – bardzo lubię onieśmielać kobiety. Wtedy widzę ich naturalne piękno i same atuty. - Posłał mi oczko jadąc dalej.

Uciszył mnie na moment, bo nie wiedziałam co mogę powiedzieć. Ta rozmowa nie może zejść na zły tor, a już na pewno nie na taki.

-Gdzie dokładnie jedziemy? - Spytałam widząc za oknem mijane wielkie centra handlowe.

-Myślałem nad tym godzinami, aż w końcu zdecydowałem się na kręgle. - Zaskoczona otworzyłam usta, ale momentalnie je zamknęłam przygryzając dolną wargę. Przecież ja nie umiem w to grać! Nigdy nie byłam na kręglach, więc nawet nie wiem jak się trzyma tą kulę. Tyle co z filmów, a tak żadnego doświadczenia nie mam. Aż właśnie przychodzi taki nieoczekiwany dzień i bum! Evelyn musisz grać, bo wyjdziesz na łamagę. I to jeszcze nie przed byle kim, ale samym Zaynem Malikiem. Przecież to jest mój pogrzeb..

-Czemu akurat tam? - Przeczesałam ręką włosy, trzymając je przez chwilę w górze.

-Ponieważ spotkanie nie miało być biznesowe, więc będzie można mile spędzić czas i porozmawiać – odpowiedział podjeżdżając pod duży budynek z napisem „Kręgle”. Znaleźliśmy parking, a następnie razem opuściliśmy auto. Nie czekałam, aż otworzy mi drzwi. Jestem w zbyt wielkim szoku, aby zwracać teraz na takie szczegóły uwagę.

Poczułam jego rękę na swoich plecach, na co przeszły mnie dreszcze.

-Spokojnie – szepnął pchając wielkie drewniane wrota i wpuszczając mnie pierwszą. Przywitała mnie woń butów i spoconych ludzi, których nie dało się nie słyszeć.

-Dzień dobry! - Usłyszałam mężczyznę, który jak się oglądnęłam stał za ladą z szerokim uśmiechem. Zayn spojrzał na mnie i zaczął zmierzać do mężczyzny.

-Dzień dobry, mieliśmy rezerwację na nazwisko Malik – wyciągnął z tylnej kieszeni portfel, a z niego dowód – na dwie osoby. - Dodał pokazując swoje dokumenty. Starszy pan coś zaczął szukać w komputerze, aż w reszcie odnalazł i posłał szatynowi jeszcze większy uśmiech.

-Oczywiście, tor na państwa czeka, obsługa jest do pańskiej dyspozycji. A wszystkie dodatki już czekają na stole – mój partner pokiwał głową – pański numer?

-42 – odpowiedział chowając wszystko z powrotem do kieszeni.

-A pańskiej towarzyszki? - dwie pary oczu skierowane zostały na moją osobę. Zrobiłam krok w przód zaglądając na pułki z butami.

-38 – odpowiedziałam obserwując poszukiwania pana za moimi tymczasowymi butami. Znalazł i je nam podał wraz z papierowymi „skarpetkami”. Żeby się niczym nie zarazić, lepiej je nałożyć na nogę i potem dopiero ubrać buty. Podziękowałam i zaczęłam iść z Malikiem. Widać, że chłopak jest tutaj obeznany. Najwidoczniej często tutaj bywa, lub po prostu był raz i zapamiętał wszystko.

Podziwiałam po drodze młode pary, które wspólnie rzucały kulami i się całowały po strąceniu wszystkiego. Najważniejsze to znać zasady, a te mam w mały palcu. Gdyby ktoś oglądał tyle romantycznych komedii co ja, to też wszystko by potrafił na takie tematy. Szczególnie jak prawie w co trzecim filmie, zakochani idą na randkę właśnie na kegle. Nie wiem czy jest to romantyczne spędzenie czasu, ale jeśli tak to dziś jestem w dupie. Zayn Malik nie jest moim chłopakiem, więc na nic „kochanego” nie mogę liczyć. Gdyby tu był Chris... ahhh nie chce na razie o nim myśleć.

Dupek nawet nie napisał mi SMS z przeprosinami. Chyba liczy na mój pierwszy krok. Hah na pewno się go doczeka. Kocham go, ale nigdy nie zaczynam takich rzeczy.

Usłyszałam rozsuwanie się drzwi, więc spojrzałam co się dzieje. Mulat stał i czekał, aż wejdę do środka. Zasunął je za nami, a ja dojrzałam ogromne dwa tory, wielki stół na boku z jedzeniem i piciem. A do tego przywitał nas kelner w kieliszkami białego wina.

-Nie masz mi za złe, że jest białe? - pokręciłam głową biorąc łyk i idąc dalej przed siebie. Zaskoczona nie wiedziałam gdzie patrzeć. A miało to być normalne spotkanie dwójki ludzi, bez żadnych gustownych rzeczy.

-Gdybym wiedziała, to ubrałabym się.. inaczej? - Zasugerowałam stając przed wyższym ode mnie chłopakiem. Obserwowałam jak przykłada naczynie do ust i upija dwa duże łyki. Oblizał delikatnie usta i dotknął mojego ramienia.

-Wyglądasz perfekcyjnie na to miejsce – odpowiedział wymijając mnie – zaczynamy?

-A mamy inne wyjście? - Zaśmiał się stając przy jakimś urządzeniu, gdzie wpisał nasze imiona. Na obydwu ekranach pojawiły się napisy.

-Panie mają pierwszeństwo – kiwnął głową w kierunku kolorowych kul – proponuję na początek zieloną, jest najlżejsza.

-Dziękuje za uprzedzenie – posłałam mu krzywy uśmieszek biorąc tak jak powiedział, zieleń. Patrzyłam na nią przez chwilę, zastanawiając się jak mam ją chwycić. Poczułam za sobą czyjąś obecność, a następnie jego ręką chwyciła moją. Skierowała moje palce do odpowiednich dziurek. Spojrzałam w jego oczy, które tak bardzo są znajome.

-Ja też tak myślę – wyszeptał tak jakby właśnie usłyszał moje myśli. Zdezorientowana zrobiłam krok w tył i odwróciłam się. Stanęłam przed długim wybiegiem, na który muszę rzucić kulę. Zrobiłam zamach i... kula się ledwo zatoczyła do połowy. Zażenowana usłyszałam głośny śmiech chłopaka. Chciałam udać złą, ale ten dźwięk doprowadził i mnie do śmiechu.

-Patrz jak to się robi. - Wziął niebieską kulę i zwinnie ją popchnął w stronę kręgli. Toczyła się tak szybko, że wszystko zostało strącone. Prychnęłam sięgając po drugi szczęśliwy traf. Tym razem w myślach prosiłam o chociaż parę metrów dalej, żeby nie było takiego wstydu. Zrobiłam kilka kroków i wypuściłam ją z rąk. Poturlała się szybciej niż wcześniej, aż doleciała do końca i upadły dwa kręgle. Podskoczyłam, zadowolona klasnęłam w ręce.

-Szybko się uczysz – patrzyłam jak obok zostają ponownie strącone wszystkie kręgle, a on jak niewinne dziecko cieszy się. Ja z boku starałam się uczyć, a ten tylko się ze mnie śmiał..

-Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli odwiozę cię, ale taryfą? - spytał kiedy po długiej grze postanowiliśmy usiąść i coś przekąsić.

-Ważne, żebym trafiła do domu – puściłam w jego stronę oczko, biorąc kilka łyków zimnego drinka, który został przez niego zamówiony.

-Więc możemy porozmawiać o naszej nieznajomości – zaproponował popijając whisky. Przerwałam rozkoszowanie się alkoholem i spróbowałam się skupić na jego słowach. Od czego niby mamy zacząć? Przecież mogliśmy się poznać w przedszkolu, albo w podstawówce. Albo po prostu na jakimś spotkaniu i to tylko raz w życiu. Bo szczerze wątpię, aby moi rodzice zabierali mnie do niego, skoro są zrażeni przez coś.

-W końcu jesteśmy tu po to?

-Tak jakby – uśmiechnął się – moi rodzice znają doskonale twoich. Pytałem ich to mają same dobre wspomnienia. Natomiast jak pytam o ciebie, to cóż. Zastaje mnie cisza i niepewne wymówki.

Słuchałam dokładnie każdego słowa starając się coś wywnioskować, lecz nic mi dobrze nie szło.

-Może widzieliśmy się raz w życiu, bawiliśmy się i dlatego się „znamy”? - Zrobiłam cudzysłów kończąc swoją wypowiedź. Szatyn postukał się palcem po brodzie i nagle wybuchł śmiechem. Zaczesałam do tyłu włosy czekając, aż wyjaśni mi powód tego śmiechu. Jednak jemu się wcale nie śpieszyło, chyba lubi trzymać ludzi w niepewności. Odchrząknęłam zwracając na siebie jego pełną uwagę. Zamilkł skanując każdy milimetr mojej twarzy. Poczułam gorąco na polikach, więc musiałam odwrócić głowę w drugi bok.

Siedząc jakiś niecały metr od niego, nie daje mi możliwości unikania jego wzroku. Poczułam ciepłą dłoń na policzku, więc wróciłam spojrzeniem na poprzednie miejsce. Na chwilę zamarliśmy patrząc w swoje oczy. Ja tylko analizowałam ich cudowny kolor, a on? Nie mam pojęcia o czym myślał. Nie jest dla mnie do przejrzenia, bardzo tajemnicza postać mi się trafiła do rozgryzienia.

-Jestem od ciebie starszy. Nie wiem czy mogliśmy się jakoś bawić, ale w sumie? Możemy tego nie pamiętać – Zabrzmiał tak bardzo spokojnie. Skinęłam cofając głowę. Zauważył mój ruch i zabrał rękę sięgając po kubek z alkoholem.

-Może następna kolejka? - Wskazał na kule, a ja podniosłam się z siedzenia. Nagle dostałam jakiejś motywacji, aby wygrać. Złapałam tym razem za różową kulę i poturlałam ją do celu. Trzymałam kciuki i w końcu kula zbiła wszystkie pionki. Nie wierząc musiałam spojrzeć na telewizorek, gdzie doliczyło mi 10 punktów.

-OMG – wyszeptałam – patrz! Udało się! - zaczęłam się szeroko uśmiechać i coraz głośniej śmiać. Zayn znalazł się obok mnie, aby udawać robienie zdjęć. Szturchnęłam go w ramię chwytając kolejną kulę. Chyba kolor mojego dzieciństwa przynosi mi szczęście. Poczekałam chwilę i oddałam rzut, ale ty razem kula przeleciała na tor Malika. Złapałam się za głowę patrząc na chłopaka. Moje szczęście strąciło mu wszystko. Chłopak stał dalej koło mnie. Załamana odchyliłam głowę do tyłu.

-Dzięki – powiedział widząc moją zniesmaczoną minę – uczysz się naprawdę bardzo szybko. - Dopowiedział, a ja się roześmiałam. Spojrzałam na niego. Tak samo jak ja umierał ze śmiechu..

*

Skoro on cały czas bierze niebieską i trafia, to czemu by nie spróbować? Już na ostatni rzut postanowiłam właśnie użyć tej kuli. Położyłam na niej ostrożnie rękę i podniosłam. Poczułam jej ciężar i idąc z nią potknęłam się. Wylądowałam na tyłku, a kula poleciała gdzieś za mnie.

-Mówiłem, nie bierz niebieskiej. Po co się posłuchać? - kucnął przy mnie patrząc czy nic mi nie jest -Przynajmniej nie strąciłaś moich kręgli. - Uśmiechnął się i dotknął ręką mojego nosa. Zaśmiałam się, ale po chwili przestałam. Ten ruch był taki... znajomy?

-Przepraszam – podał mi rękę i oboje byliśmy już na nogach – to był taki odruch, nie wiem nawet skąd.

-Spokojnie, to nic. - pomasowałam się ponownie po plecach i wspólnie udaliśmy się do wyjścia.

Kompletnie nie pilnowałam czasu, ani tym bardziej telefonu. Kiedy wsiadłam do samochodu spojrzałam na telefon. Kilka nieodebranych od Clar, Luka i Chrisa.. Westchnęłam chowając telefon do kieszeni.

-Coś nie tak? - Zauważył moją zmianę nastroju. Chciałam powiedzieć, że wszystko dobrze, ale mi nie wyszło..

-Po prostu mój chłopak dzwonił. Pewnie chce mnie przeprosić – zatrzymałam się biorąc duży wdech – ale nie wiem czy jestem gotowa.

-To nie oddzwaniaj. Poczekaj, aż przyjdzie i naprawdę cię zacznie błagać o wybaczenie. Ja na jego miejscu bym się bardzo postarał.

-Chris i staranie – prychnęłam wycierając pojedynczą łezkę lecącą po policzku. Potrząsnęłam głową i spojrzałam w bok, gdzie przewijał się krajobraz. Pan kierowca nic do nas nie mówił, tylko przyjął adres i ruszył. Oboje siedzieliśmy z tyłu, dotykając się ramionami.

-Proszę tylko nie płacz – przejechał ręką po moich włosach – jeśli przez kogoś ronisz łzę, on nie jest ciebie wart.

Jego słowa mnie dotknęły. Rozkleiłam się na tyle taryfy przy obcych mi mężczyznach. Nie chciała tego, szczególnie w te dzień na spotkaniu z Zaynem. Co on sobie o mnie myśli? Gówniara, która nie potrafi zahamować swoich emocji. Właśnie wyszłam na niedojrzałą dziewczynę.

Jego ruch mnie zaskoczył. Odpiął się i przysunął do mnie. Pociągnął moje ciało w swoją stronę, tak że wtuliłam się w jego tors. Załkałam czując jak jego serce przyśpieszyło, a te silne perfumy napełniają mój nos. Jakoś tak inaczej się poczułam.. bezpieczniej? Coś w tym stylu. Nie wiem czemu, ale zostałabym tak, jak najdłużej. Jednak moje chwilowe zaspokojenie przerwał przyjazd pod znany mi dom. Podniosłam się cicho przepraszając i wychodząc z taksówki. Mulat wyszedł za mną. Starałam się znaleźć kluczyki, a następnie otworzyć furtkę. Złapał mnie za rękę co zmusiło mnie do spojrzenia na niego. Mimo ciemności, to dzięki latarni mogłam go doskonale widzieć.

-Nie mogę cię zostawić w takim stanie – pociągnęłam nosem i otarłam rozmazany makijaż.

-Dam sobie radę. Nie raz dawałam, ale dziękuje.

-To ja dziękuje. Mam nadzieję, że do zobaczenia? - skinęłam głową i po chwili poczułam mokre usta no swoim lewym policzku...


**Oczami Zayna**

Od pierwszego spotkania, poczułem w niej kogoś znajomego. Główkowałem nad tym jakąś chwilę i do niczego nie doszedłem. Więc kiedy spotkaliśmy się ponownie, a potem znowu – to coś do mnie przemówiło. Skoro na siebie wpadamy, to musi być w tym ręka przeznaczenia. To ono nam coś próbuje przekazać, a my powinniście się z tym uporać. Niby nie powinienem wierzyć w takie brednie, ale co do czego, to ufam losowi. Bo zawsze zdarza się coś, najmniej oczekiwanego.

Nie jestem typem faceta, który ciągnie każdą kobietę do łóżka, albo też typem miłego kolesia, który wyznaje co chwilę swoje uczucia. Jedynie moją zasadą jest szacunek do kobiet, więc zajście na przyjęciu mnie zszokowało. Jak mężczyzna może tak traktować swoją ukochaną? Jest to dla mnie nie do pomyślenia.. Musiałem zareagować i nie żałuję, bo spędziłem z nią kilka ładnych godzin. Mogłem ją poznać. Najbardziej zapamiętam jej szeroki, piękny uśmiech.

Na pewno się za niedługo znowu spotkamy, bo nie lubię wypaść komuś z pamięci. A tej dziewczynie nie mogę dać spokoju, za bardzo ją polubiłem? Jeśli tak można, przez niecały dzień.

Kiedy się popłakała, nie mogłem siedzieć i patrzeć. Coś mi podpowiedziało, żeby ją przytulić. Pierwszy raz poczułem jej ciepło z tak bliska. Dlatego też ciężko mi było ją zostawić, ale była bezpieczna na swoim terytorium. Ja natomiast musiałem jeszcze poczekać chwilę, zanim znalazłem się na obrzeżach w swojej willi. Zapłaciłem z napiwkiem kierowcy, ponieważ nie zadawał pytań. A takich ludzi lubię najbardziej – są cicho, nie przeszkadzają i nic nie muszą wiedzieć. Jak na złość zaczęło kropić, więc musiałem szybko odblokować alarmy i wejść do środka. Tam jak zwykle czekał na mnie mój kumpel – Roki. Piękny owczarek niemiecki. Dostałem go jakiś ładnych parę lat temu, kiedy zamieszkałem tutaj. Skoro nie mam dziewczyny, to mam kogoś do towarzystwa. Nie muszę się czuć osamotniony.

Kucnąłem do niego i na przywitanie go wygłaskałem. A pies jak zawsze pobiegł po swoją zabawkę, którą ja przynajmniej dwa razy muszę mu rzucić. To nasz mały rytuał. Po przywitaniu, ściągnąłem buty oraz okrycie wierzchnie. W skarpetkach ruszyłem do kuchni. W międzyczasie wysłałem wiadomość do jednego z moich pracowników, żeby odebrał mój wóz z miasta.

Jak na biznesmena przystało, nie mam jednej maszyny w garażu, tylko 6 pięknych dzieciątek. Planuje ich mieć o wiele więcej, ale brak miejsca mi to uniemożliwił.

Wstawiłem czajnik na kawę i zabieram się za pracę papierkową. Kiedy woda się gotowała poszedłem do garderoby, aby ubrać jakieś wygodne dresy i zmienić koszulkę. Roki towarzyszył mi przez chwilę, ale kiedy dostał jedzenie to sobie poszedł. Włączyłem laptopa i zalałem sobie kawę. Zasiadłem w salonie sprawdzając swoją pocztę. Jak zwykle dużo wiadomości od wspólników i nowych kontrahentów. Teraz po przejęciu firmy, mam niezły zapierdziel. Ojciec uprzedzał mnie, ale skąd mogłem wiedzieć? Nie było mnie parę miesięcy ze względu na mój mały problem. Całe szczęście już go nie mam, i spokojnie wróciłem do siebie.

-Kochanie, przyjedź do nas jutro na obiad, twoja siostra się stęskniła – usłyszałem w swojej poczcie głosowej. Zaśmiałem się, bo tak naprawdę to mama za mną tęskni, a nie siostra. Moja rodzicielka mówi tak, żeby mieć jakiś pretekst do sprowadzenia mnie do domu. Czyli muszę jutro jakoś popołudniu wygospodarować sobie trzy godzinki, na pobyt w domu. Potem pewnie spędzę cały wieczór w firmie lub na jakimś spotkaniu.

Niby wydaje się, że jak mam pieniądze to nic nie robię. Prawda jest inna. Codziennie zapieprzam od rana do wieczora, może to nie jest jakaś strasznie męcząca fizycznie praca. Lecz psychicznie wykańcza mnie każda godzina spędzona nad papierami.

No cóż widząc te wszystkie pliki, sądzę iż mam zaplanowaną każdą minutę, aż do drugiej w nocy. Może wtedy się uwinę i pójdę spać...
............
Heej xx Tak jak chciała moja kochana czytelniczko, oto tej z perspektywy Zayna xdd
Nie wiem czy jest dobrze itd... ale ogólnie zawsze tak mam, że te początki są okropne xd Lecz już pomału się tutaj zacznie rozwijać xx
Czekam na jakieś komy i opinie xx
Buziaki!! <3

czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział 10


 
Nie mogę usiedzieć na miejscu dlatego chodzę w kółko po altance. Mam piękny widok na cały ogród, więc to mnie w jakiś sposób uspokaja, ale mimo wszystko nie mam sił. Nie wiem co się dzieje ze mną, a już na pewno co jest nie tak z Chrisem. Mogłam się spodziewać dziś wszystkiego, jednak zmuszania mnie do seksu? O tym nawet nie myślałam. Jesteśmy razem jakiś czas, więc powinien mieć pojęcie co o tym myślę i ile chcę na to czekać. Dobrze, że ktoś w porę zareagował, bo kolejny jego krok mógł mnie skrzywdzić. Nawet bardzo.

Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu i intensywne męskie perfumy. Nie należą do mojego chłopaka, bo bym je poznała. Wzdrygnęłam się, ale pomału odwróciłam swoje ciało w stronę mężczyzny. Nie wiedziałam co powiedzieć „dziękuję” ? Przecież brzmi tak bardzo banalnie w takiej sytuacji. Jedynie mogę patrzeć w jego oczy i czuć mokre policzki. Szybko uniosłam dłoń i otarłam kilka łez. Modliłam się o cały makijaż, bo inaczej wyglądam jak wszystkie nieszczęścia tego świata. A przy tym mężczyźnie tak czy siak wyglądam okropnie, zresztą też się tak czuję. Kolejną prośbą do Góry jest to, żeby moi rodzice mnie teraz nie zobaczyli. Miałabym niezłą „rozmowę” w domu na ten temat, a raczej wielką awanturę, że jak zwykle się nie słucham.

-Wszystko dobrze? - Chwilę ciszy przerwał jego niski głos. Cały czas obserwował moje oczy, a ja poczułam się niekomfortowo.

-Znacznie lepiej niż jakiś czas temu – odpowiedziałam blado się uśmiechając. Skinął nieznacznie głową i zabrał swoją rękę z mojego przedramienia. Poczułam nagłe zimno w tym miejscu i moim ciałem zawładnął dreszcz. Zayn nie zauważył gęsiej skórki na moim ciele, na co się ucieszyłam. Przynajmniej nie będzie zmuszony dać mi swojej marynarki.

-Twój chłopak chyba nie potrafi zahamować nad emocjami – ponownie to on przerwał moje rozmyślenia. Spojrzałam najpierw na jego usta, a następnie w czekoladowe tęczówki.

-Nie zdarza się to często – wypaliłam, ale widząc jego zdziwienie musiałam szybko to naprostować – to znaczy.. to był pierwszy raz, dlatego jestem w szoku. - Uniósł zdziwiony brew ku górze, ale wyraz jego twarzy nic mi nie mówił. Zazwyczaj potrafię odczytać czy ktoś się domyśla o moim kłamstwie, jednak ten chłopak nie daje po sobie nic poznać.

-Mimo wszystko nie powinien tak traktować swojej kobiety. - Tutaj się z nim zgadzam, lecz nic nie mogę na to poradzić. Starałam się zmienić wszystko w Chrisie, nie wychodzi mi nic. Kompletnie, nawet mała próba i on po chwili zmienia się w złego chłopaka, który pragnie się ze mną kłócić i robić wiele innych krzywdzących mnie rzeczy.

Złapałam dużo powietrza widząc parę ludzi zmierzających w naszym kierunku. Przyjrzałam się i całe szczęście nie byli to moi rodzice. Mogłam spokojnie rozluźnić napięte mięśnie. Szatyn zauważył nagłą zmianę w moim sposobie stania, więc zrobił krok w tył opierając się o ściankę.

-Dziękuje za pomoc. Powinnam chyba wracać do środka, albo jechać do domu – potarłam prawą ręką o lewe ramię i zrobiłam kilka kroków na przód.

-Pozwól, że cię odprowadzę lub odwiozę – zaproponował chowając ręce do kieszeni.

Tylko jak ja to powiem rodzicom? Najlepiej jakby siedzieli cały czas z organizatorami i pili ich naleweczkę. Wtedy w jakiś sposób na spokojnie bym się przedostała z Zaynem Malikiem. Inaczej mogę się wpisać na listę śmierci.

-Spokojnie, nic ci nie zrobię – zaśmiał się widząc moje zdezorientowane spojrzenie. Poczułam przez jego śmiech gorąco na polikach. Spuściłam wzrok i ruszyłam przodem. Teraz mu nie odmówię, bo pomyśli, że się go boję. A prawda jest inna, dla mnie o wiele gorsza.

Czułam jego spojrzenia na sobie, dopóki nie dorównał do mnie krokiem. Nie byliśmy blisko, a mim to czułam jego intensywne perfumy.

-Znajdę tylko rodziców, aby powiedzieć im o moim wyjściu – pokiwał głową i odszedł do swojego stolika.

Zaczęłam się rozglądać, aż w końcu postanowiłam iść na intuicję. Kiedyś przecież byłam w każdym pomieszczeniu, a te z alkoholem było zamykane, ale Thom zawsze wiedział gdzie są kluczyki. Siedzieliśmy tam i po prostu udawaliśmy dorosłych siedzących przy winie i innych procentach. Na prawdę to były tylko oranżadki i woda, dla dzieci to tak jakby coś mocniejszego szczególnie w kieliszkach. Otworzyłam pierwsze drzwi, ale one okazały się prowadzić do dziewczęcego pokoju. Dawno w nim nie siedziałam. Ostatnio bawiłyśmy się tutaj lalkami, ale bardzoo dawno temu. Zamknęłam je i postanowiłam iść na koniec korytarzy. Tam jak dobrze pamiętałam były schodki na dół. Więc niepewnie zeszłam nimi i spotkało mnie miłe zaskoczenie. Cała czwórka siedziała sobie przy stoliku i w najlepsze się bawili.

Przynajmniej oni mają zabawę...

-O! Kochanie coś się stało? - zauważyła mnie mama, a zaraz wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. Wzruszyłam niepewnie ramionami.

-Głowa mnie boli, więc pojadę do domu – zaczęłam spoglądając na ojca – weźmiemy taksówkę, żeby nie zawracać głowy Feliksowi – ponownie ich okłamałam. Dwa kłamstwa w jednym zdaniu, brawo Evelyn wyrosłaś na kłamczuchę. Kto by się tego spodziewał..

Spojrzeli najpierw na siebie, ale po ich szczęśliwych minach było widać, że wcale się nie skapnęli.

-Może jedźcie sobie do kina? Albo pooglądajcie coś u nas – zaproponowała mama, na co tata spiorunował ją wzrokiem.

-Niech cię odstawi i jedzie do siebie – zaproponował drapiąc się zdenerwowany po karku. Pan Goldenberg wybuchnął śmiechem.

-To samo powtarzałem mojej córce, zanim znalazła sobie jakiegoś czarnoskórego „przyjaciela”.

-Bawcie się dobrze! Do zobaczenia – pożegnałam się i szybo wróciłam na górę. Nie widziałam nigdzie Zayna, więc poprosiłam o swój płaszcz i wyszłam na zewnątrz. Stał oparty o ciemne sportowe auto i coś robił na telefonie. Widząc mnie schował urządzenie do kieszeni. Szłam chwiejąc się na obcasach na miejsce pasażera. Mulat otworzył mi drzwi i zamknął kiedy wsiadłam. Zapięłam pasy i czekałam rozpoczęcie jazdy. Czemu ja się na to zgodziłam? To będzie bardzo niezręczne parę minut jazdy w moim życiu.

-Boisz się mnie? - zapytał uchylając okno od swojej strony.

-Dlaczego tak myślisz? - wypaliłam wiedząc co ma na myśli. Jedyne co przy tym człowieku robię to kompromitacja samej siebie. Cudownie! Prychnął śmiechem wyciągając pudełko jak się okazało od papierosów. Nie pytając mnie o nic, wyciągnął jednego i go odpalił jeszcze przed opuszczeniem posiadłości, gdzie w dalszym ciągu trwa bankiet.

-Może to ze względu na twoją postawę? Siedzisz jakbyś została do czegoś zmuszona.

Ruszył wreszcie przez bramę i dostaliśmy się na drogę, a tam jak zwykle mnóstwo aut jadących nie wiadomo za czym i gdzie.

-Po prostu nie jestem przyzwyczajona do jazdy z obcymi mężczyznami – po raz ponowny nie pomyślałam, tylko od razu coś powiedziałam.

-Czy ja jestem, aż tak straszny? - spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, który dla mnie trwał minutę – inne kobiety skakałyby ze szczęścia będąc ze mną w jednym aucie. - Poruszył zabawnie brwiami, co mnie rozśmieszyło.

-Nie jestem innymi kobietami, więc nie wiem jak się zachowują w takich sytuacjach.

-To dobrze, wolę odbiegających od normy ludzi.

Poczułam dym papierosowy, do którego jestem już przyzwyczajona. Mój chłopak też nigdy mnie nie pyta o pozwolenie na zapalenie tego świństwa. Ale co ja mogę? Każdy musi na coś umrzeć, jestem właśnie takiego zdania jako przyszły lekarz.

-Nie uważasz, że to wszystko jest bardzo dziwne? - spojrzałam w jego stronę ze zdezorientowaną miną – nasi rodzice w jakiś sposób się znają, a ja nigdy nie słyszałem o waszej rodzinie.

-Właśnie mnie też to ostatnio zastanawiało. Nie mam pojęcia co mnie ominęło, ale może wyparłam to wspomnienie – odpowiedziałam poprawiając swoja krótką sukienkę. Podwinęła się, więc musiałam ją ostrożnie zniżyć w dół. Szatyn starał się skupić na drodze, ale moje poczynania na siedzeniu go rozpraszały.

-Mam kilka teorii na ten temat, ale sam ich nie rozgryzę – przygryzłam dolną wargę czekając, aż dopowie to czego się domyślam – może chcesz mi w tym pomóc?

Słaby z ciebie podrywacz, Malik..

-Nie mam pojęcia jak zareaguje na to Chris..

-Ma w jakiś sposób reagować? - zaprowadził mnie spryciarz w kozi róg. Zdenerwowana odwróciłam wzrok na boczna szybę próbując wymigać się od odpowiedzi. Czując jego wypalający wzrok nie mogłam..

-Ty nie byłbyś zazdrosny? Każdy mężczyzna w związku jest zazdrosny o swoją dziewczynę. - Jednak umiem wymyślać coś na poczekaniu. Sądziłam, że jakoś gorzej mi z tym będzie szło.

-Niech nie traktuje mnie jak zagrożenie. To tylko załatwianie interesów bez eleganckich ciuchów – odparł wyrzucając niedopałek przez okno. Poznałam ulicę, na której właśnie byliśmy. Jeszcze jakieś 2 minuty i będę w swoim domku.

Podjechaliśmy pod odpowiednią bramę, oczywiście musiałam wskazać mu dokładny adres.

-W zamian za pomoc i podwózkę, możemy omówić twoje teorie. - Powiedziałam dopinając pasy i szykując się do wyjścia.

-Jutro wieczorem? Akurat nie mam żadnych ważnych spraw – zastanowiłam się chwilę i pokiwałam głową – będę około piątej.

-Zatem dziękuje za wszystko i do jutra – uśmiechnęłam na pożegnanie i opuściłam pojazd szatyna. Podeszłam do bramy i szybkim kodem ją odblokowałam. Kiedy znalazłam się już po drugiej stronie furtki, usłyszał odjeżdżający samochód.

-Głupia Evelyn! - krzyknęłam na siebie wchodząc do domu. Zatrzasnęłam drzwi kierując się na górę. Oczywiście mogłam powiedzieć „nie mogę, jestem już umówiona”, ale po co myśleć? Przecież można od razu skazać się na gniew Chrisa. A do tego pokłócić się z całą rodziną i być wyrzucona z domu. To jest świetlana przyszłość Evelyn, idealna dla ciebie. Każdy lekarz zaczyna od wyrzucenia go z domu...

W głębi duszy poczułam się przy nim, jakbyśmy się jakiś czas znali. Można powiedzieć, że miałam dziwne przeczucie rozmawiając z nim, a nawet po prostu siedząc i nic nie robiąc. Zaryzykowałabym mówiąc, że przy swoim chłopaku czuje się bardziej nerwowa, niż przy całkiem obcej mi osobie.

Zresztą wyjście czysto biznesowe, nigdy nikomu nie zaszkodziło. Tylko nie zapytałam gdzie idziemy... Kolejny punkt dla tej pani!

Załamana rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Chwila snu każdemu dobrze zrobi. Szczególnie, że właśnie zaczęło padać. Dobre wyczucie czasu na znalezienie się w domu.

Następnym razem Chris nie pójdzie ze mną na takie przyjęcie. Nie będę ryzykować swojego humoru i innych. Kocham go tak bardzo, ale dziś mnie całkowicie zawiódł. Robił wiele złych rzeczy, wszystko wybaczałam. Jednak takie bankiety są dla poważnych osób. Myślałam, że on jest w stanie to zrozumieć i nie wybuchnąć z byle powodu. Zaskoczeniem była moja złość w stosunku do niego. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło w taki sposób mu odpowiedzieć. Jestem zaskoczona i potrzebuje przyjaciółki. Dlatego wystukałam krótką wiadomość „Potrzebuje cię ;c za 3 h u mnie?” wysłałam do Clar i nie czekając na odpowiedź, włączyłam budzik i pozbyłam się sukienki. W samej bieliźnie wskoczyłam pod cieplutką kołderkę i zamknęłam oczy. Usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS i zasnęłam...

**

-Nie wiem jak jeszcze mam do ciebie dotrzeć – wyszeptała Clari – on cię niszczy..

Siedziałyśmy przykryte kocem na moim łóżku, z wielkimi kubkami gorącej herbaty. Wtuliłam się w przyjaciółkę i tylko głęboko oddychałam patrząc przed siebie na ekran telewizora.

-Wiem, ale nie mogę go zostawić. On ma problemy z samym sobą, jak zostanie sam to...

-Wtedy nie będziesz cierpiała i będziesz miała lepsze życie – dokończyła za mnie biorąc duży łyk – a do tego mogłabyś jutro iść i poflirtować z milionerem. Mały odskok nikomu nie zaszkodzi.

Uderzyłam ją leciutko w ramię, a ona prychnęła kręcąc głową. I po co ja jej się zwierzałam? Przecież teraz nie da mi żyć, jeśli jutro nie pójdę na spotkanie z Malikiem. A ja jeszcze nie jestem przekonana do tego. Owszem, nie lubię wystawiać ludzi i nigdy tego nie robię, ale jednak ta sytuacja może tego wymagać. Muszę coś wymyślić, żeby rodzicom powiedzieć gdzie jutro idę. Jakby to nie mogło być łatwiejsze. Przecież nie można kogoś nienawidzić tak o. Oni maja duży powód, a ja za wszelką cenę powinnam się dowiedzieć o co chodzi.

-Dziś u ciebie nocuję, bo już mi się nie chce wracać do domu – powiedziała wstając Clari. Pokiwałam głową i musiałam się podnieść, aby przynieść dodatkową kołdrę i poduszkę na łóżko. Kiedyś moja przyjaciółka spała w pokoju gościnnym, ale od niedawno stwierdziłyśmy, że moje łóżko jest ogromne i zmieści się tam z pięć osób. Więc dlaczego by nie spać razem? Nie dość, że dużo miejsca to jeszcze jest bardzo wygodnie. Mój materac nie należał do najtańszych, bo jednak na takie rzeczy nie można oszczędzać. A są same plusy tego zakupu.

Zostawiłam brunetkę samą, żeby pójść do pokoju obok. Rodzice sobie poszaleli. Dochodzi prawie 22, a tych jeszcze nie ma. Nie sądziłam, iż będą się tak długo bawić. Z drugiej strony cieszę się, bo na co dzień są strasznie zabiegani. A tak sobie odpoczną ze znajomymi. Jutro natomiast spędzimy rodzinnie poranek, a potem będę się szykowała. Kompletnie nie wiem co założę, skoro ma to być nie eleganckie wyjście. Dobrze, że spodnie zawsze są odpowiednie.

-Oglądamy coś? - Spytałam wchodząc z pościelą. Dziewczyna siedziała z nosem w moim laptopie, najwidoczniej czegoś szukając. Zaśmiałam się widząc jej porozumiewawcze spojrzenie. My to potrafimy sobie czytać w myślach.

-Właściwie już nam coś znalazłam – odchrząknęła obracając w moją stronę laptopa. Ujrzałam napis dużymi literami „Sisters”. Pokiwałam głową i zrzuciłam wszystko na łóżko.

-To co, jakieś jedzenie i możemy oglądać. - Clari wybiegła jako pierwsza z pokoju w kierunku kuchni. Kręcąc głową udałam się za nią. Ona zdążyła już przetrzepać każdą możliwą szafkę i znalazła dużo przekąsek. Ja sobie usiadła i czekałam, aż skończy wyciągać to na co miała ochotę. Kiedy nadszedł koniec, zajęłam się braniem czego popadnie i oczywiście musiałam się drugi raz wrócić. Bo ja bez zielonej herbaty długo nie wytrzymam. Za bardzo kocham ją pić. Dlatego dziewczyna ustawiła film, a ja czekałam na zagotowanie się wody..

**

-Nie słyszałyśmy jak wczoraj wróciliście – popatrzyłam na zaspaną mamę. Biedna prawie w ogóle się nie odzywała, bo najwidoczniej męczy ją kac.

-Było bardzo późno, skarbie. Musiałyście już dawno usnąć. - Odpowiedziała upijając łyk gorącej kawy. Pokiwałam głową biorąc kolejną grzankę, aby posmarować ją dżemem malinowym.

-Podaj mi mleko – szturchnęła mnie Clari, na co prawie upuściłam swoją kromkę. Spiorunowałam ją wzrokiem, ale od niechcenia sięgnęłam po szklane naczynie wypełnione białą cieczą. Dziewczyna postanowiła dziś sobie zjeść płatki, więc też i dostała mnóstwo rodzajów.

-A tato dziś nie zje z nami? - Spojrzałam na puste miejsce, gdzie zasiada zawsze jeden z moich rodziców. Najwidoczniej ten to musiał sobie nieźle zabalować. Mama tylko posłała mi słaby uśmiech i wróciła do mieszania łyżeczką w kubku. Zaśmiałam się widząc jej odpowiedź i także wróciłam do kończenia jedzenia.

Jaki ten dżem jest pyszny...

Miałam na niego ochotę od kilku dni, ale nie było okazji go otworzyć. A to jest jeszcze konfitura od babci, więc najlepsza na świecie. Gdyż ona nie daje nie wiadomo ile cukru, ze względu na mnie i mój niesmak do niego. Owszem słodycze kocham, ale wszystko ograniczam do minimum, ze względu na moją dawną nadwagę. Nie było po mnie widać, ale czułam się okropnie. Dlatego pod koniec gimnazjum wzięłam się w garść i o to jestem – szczupła i zdrowa. Gdyby nie szkoła to byłoby jeszcze lepiej, ale to wstawanie i stres daje się we znaki.

-Mamo, potem idziemy z Clar do kina. Wrócę pewnie jakoś na kolację – poczułam kopnięcie pod stołem, ale zignorowałam je – bo wyszedł nowy film, który chcemy bardzo oglądnąć.

-Jasne, nie wróć za późno i bawcie się dobrze. A ja chyba wracam do łóżka – przejechała dłonią po mojej głowie i ruszyła w stronę sypialni. Jak tylko zniknęła z naszych oczu dostałam ochrzan..

-Zwariowałaś ? Przecież twoi rodzice znają moich – szturchnęła mnie w ramię – a co jak zadzwonią? I będę sobie siedziała w pokoju, a po tobie nie będzie nawet śladu?

-Tak, wiem. Będziemy wtedy martwe - moja odpowiedź nie tylko ją zdziwiła, ale i mnie. Zawsze wolałam być rozsądna i nie łamać zasad rodziców.

-Wow – wyszeptała kończąc śniadanie – więc skoro jesteś tak zdecydowana, to jestem po twojej stronie.

-Cieszę się, że podoba ci się mój pomysł – prychnęłam wstając – a teraz zapraszam mi pomóc z ubraniami. Przecież nie pójdę w dresie.

-Jak dla mnie, możesz iść bez niczego – zaśmiała się, a ja uderzyłam ją w tył głowy. Jej odpowiedzią było jeszcze głośniejsze wybuchnięcie....
...............
Przepraszam za takie wielkie opóźnienie, ale dziś dopiero wróciłam z Niemiec i nadszedł czas na nadrobienie wszystkiego xd
Następny rozdział na pewno będzie lepszy! <3 to obiecuje xx A jak tam u was? :> Bo u mnie bardzo dobrze xx do końca wakacji mam plany, więc trzeba korzystać #yolo <3
Buziaki i czekam na wrażenia !! : **

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział 9



Całe szczęście mama nastawiła budzik i mnie obudziła. Sądziłam, że mój telefon mnie nie zawiedzie, a ten zaczął wariować.

Szybko wstałam i zaczęłam się szykować. Mam tylko dwie godziny. Dobrze, że włosy szybko mi schną, to prysznic postawi mnie na nogi. Jeszcze w piżamie pognałam do łazienki, gdzie zrzuciłam ciuchy do prania, a sama weszłam pod bieżącą ciepłą wodę. Namydliłam się karmelowym żelem i użyłam truskawkowego szamponu. Zawsze mam ochotę spróbować jak smakuje, ale w porę się opamiętuje. Spłukałam pianę i jeszcze tylko użycie odżywki jabłkowej. Wmasowałam ją w głowę i chwilę odczekałam, żeby się jej pozbyć. Czuje się czysta, więc mogę biec dalej się ubierać. Prawie jak na czyjeś wesele, każdy biega, ubrania są bardzo eleganckie i do tego fryzury jakby dopiero od fryzjera wyszły. Całe szczęście wczoraj sukienkę oraz wszystkie dodatki naszykowałam tuż przed snem.

Powinnam udać się na śniadanie, ale nie za bardzo teraz myślę o jedzeniu. Przed takimi przyjęciami wolę się nie najadać. Nie wiem jak rodzicie mogą tak spokojnie siedzieć i sobie rozmawiać. W sumie dla nich to tylko kolejne wyjście do znajomych. Powinnam się już przyzwyczaić, skoro wszędzie mnie zabierają odkąd zaczęłam chodzić. Pewnie będąc w wózku też jeździłam z nimi.

-Kochanie załóż jakąś narzutkę, bo na dworze nie jest ciekawie. Może potem się poprawi. - Mama wkroczyła akurat, kiedy stałam w samym ręczniku. Starałam się znaleźć w szafce buty, bo tylko je gdzieś schowałam.

-Jasne, zaraz coś znajdę – odpowiedziałam zarzucając na siebie tymczasowo dużą koszulkę oraz dresy. Moja rodzicielka też siedziała jeszcze w piżamie.

Muszę zająć się makijażem, bo później nie zdążę na czas z niczym. Usiadłam przed lustrem i wyjęłam wszystkie potrzebne kosmetyki. Zaczęłam od kremu, który utrzymuje mi dłużej całą resztę. Włosy były schowane pod turbanem, żeby szybko schły.

Z jednej strony lubię być pomalowana, ale jeśli mam do wyboru więcej godzin snu, to wybieram spanie. Nie przeszkadza mi dzień bez tego wszystkiego. Ale na taką okazję wolę się „odstawić”, bo nie wiadomo kogo tam zastaniemy.

*

-Evelyn! - krzyczał tato wchodząc po schodach na górę. Właśnie skończyłam robić włosy. Zostało mi tylko ubranie się i jestem gotowa do wyjścia.

-Już idę! - odparłam podbiegając do drzwi. Otworzyłam je, żeby mężczyzna się nie fatygował.

-Ile można się ubierać? Christian już czeka pod bramą.

Cholera. Zapomniałam, że miał być trochę wcześniej. Powinien zadzwonić, a nie czekać, aż ktoś go zauważy. Nałożyłam w pośpiechu sukienkę, wcisnęłam buty. Miałam już wychodzić, ale lustro mnie tak bardzo wzywało. Muszę się poprzeglądać przynajmniej parę sekund. Moją manią jest sprawdzenie dokładnie każdej strony, czy aby na pewno sukienka dobrze leży, bo może być brudna lub pogięta. Całe szczęście wszystko ze sobą współgra, a kreacja jest idealna. Tak jak sobie to wyobrażałam. Luke miał rację, muszę zacząć bardziej w siebie wierzyć, bo wyglądam bardzo dobrze. Rodzice nie mieli okazji mnie zobaczyć, więc teraz nie będą mieli nic do gadania, bo niestety nic na przebranie już nie mam. Do tego mam buty oraz narzutkę. Dosłownie wszystko już zaplanowane. Chociaż jeśli tacie coś nie podpasuje, będę pewnie zmuszona zmienić strój. Znając jego, nie wypuści mnie z domu, jak nie będzie po jego myśli. Przyzwyczaiłam się do jego humorów i mam straszny respekt do jego zdania. Czasem zdaje sobie sprawę, że się go boję i robię to co każe. Nie pamiętam żadnego dnia jak sama podejmuję decyzję i ona się ziszcza. Dopiero po jego zatwierdzeniu mogę zrobić to co chcę.

Sprawdziłam czy w małej kopertówce mam kosmetyki, telefon oraz paczkę gum do żucia. Zawsze je ze sobą noszę, na wypadek zatuszowania czegoś lub dla świeżości.

Gotowa ruszyłam do wyjścia. Pomału zeszłam po schodach, aby nie wylądować na samym dole w kawałkach.

-Mówiłam ci przecież o telefonie! – zobaczyłam chłopaka stojącego w holu. Skrzywił się na moje słowa, ale spokojnie wciągnął powietrze.

-Zapomniałem go spakować – odpowiedział zaciskając szczękę, podchodząc do mnie – dałem im wszystko, tak jak mówiłaś. Wyglądali na zadowolonych.

Ucałował mnie w policzek i wszyscy wspólnie wyszliśmy do samochodu, który od jakiejś godziny już na nas czekał. Nasz kamerdyner – Feliks – otworzył nam drzwi. W środku zawsze jest tak czysto i przejrzyście. Zajęłam miejsce przy oknie, bo strasznie lubię podziwiać widoki. Reszta mojej rodziny dołączyła do naszej dwójki i mogliśmy ruszać.

Czułam jak Chris zaciska swoją rękę na moim udzie. Stresuje się ich obecnością, albo chciałbym na mnie nawrzeszczeć za to, że go okrzyczałam wcześniej. Jak zawsze zapowiada się piękny dzień.

Mama zaczęła opowiadać coś o wczorajszym dniu, a ja udawałam iż wszystko rozumiem. Tak naprawdę nie mam ochoty niczego słuchać tylko skupić się na muzyce i opanowaniu przed bankietem. Jestem strasznie ciekawa ile osób będzie, kto będzie i czy jedzenie znowu mi tak bardzo zasmakuje. Ostatnim razem dali przepyszne babeczki z nadzieniem czekoladowym. Rozpływały się w ustach, jak babcine ciastka. A przystawki w formie małych muszelek, to było widowisko. Szynki pokrojone w taki kształt. Ogólnie chyba hasło przewodnie to „Morskie stworzenia”, gdyż nawet tort był zrobiony jako konik morski. Zachwycać się można było cały czas, przeglądając wszystkie potrawy. Moi rodzice postanowili też w tym roku zrobić coś większego, ale nie znaleźli pomysłu. Musze się ich zapytać czy już coś mają, bo taka impreza u nas w domu to coś wielkiego. Wtedy mogłabym być jak księżniczka na swoim własnym balu. Jeszcze zeszłabym tak specjalnie po schodach. Marzenia czasem się mogą spełniać, nawet te z dzieciństwa.

Przypomniałam sobie o o telefonie, który trzeba wyciszyć. Wyciągnęłam go z torebeczki i w porę wyłączyłam dzwonki, bo dostałam wiadomość od Lucasa. Zanim to odczytałam sprawdziłam co robi mój chłopak. Był wyłączony i wpatrywał się przed siebie. Odblokowałam go ponownie i weszłam w SMS.

Baw się dobrze i lśnij! Buźka – Luke”

Uśmiechnęłam się wystukując krótkie podziękowania. Schowałam komórkę zajmując się poprzednią czynnością, czyli czekaniem na dojazd.

-Bądź na miejscu, Feliksie. - Mój tato kazał mu zostać tutaj, dopóki nie będziemy wracać. Biedny będzie zmuszony siedzieć cały dzień i wieczór przed domem. Chyba, że służba ma specjalne miejsce dla siebie. Jednak nasz kamerdyner jest przyzwyczajony do wymagań mojego ojca i matki. Podziękowałam za otwarcie drzwi, a następnie chwyciłam się ramienia Christiana.

Willa nic się nie zmieniła. Dalej ogromna, jedynie widać nowe piękne kwiaty i właścicieli, którzy wyszli po nas na zewnątrz.

-Witajcie! Nie mogliśmy się już was doczekać. - Mężczyźni podali sobie rękę, a moją i mamy pan Goldberg ucałował. Tak samo zrobił tato z dłonią pani Goldberg. Pokierowali nas do wejścia, gdzie zabrano nasze płaszcze i zaprowadzono do stołu. Każdy miał ustalone swoje miejsce. Całe szczęście to tylko chwilowe, ponieważ po mowie powitalnej i tak każdy będzie chodził po cały domu, tańczył, na taras wyjdą ludzie palący, a do tego ich piękny ogród trzeba zwiedzić.

Państwo Goldberg mają dwójkę dzieci. Syn jest jest ode mnie o pięć lat starszy, a córka o rok młodsza. Będąc w podstawówce spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Potem zaczęło się gimnazjum i nasze drogi się rozeszły. Dawno ich nie widziałam, nawet na przyjęciach wyprawianych tutaj. Jestem co roku, a ich nie ma. Może wyjechali do innego kraju się uczyć, albo jeżdżą w tym okresie na wczasy do dziadków. Mają ich w Stanach Zjednoczonych, więc wcale się nie dziwię, że spędzają tam czas. Sama chętnie bym wyjeżdżała mając tam rodzinę.

-Czuję się nie komfortowo – otrząsnęłam się słysząc głos Chrisa.

-Dlaczego? Przecież to tylko ludzie – odparłam upijając łyk białego wina.

-Może dla ciebie są normalni, ale dla mnie to tylko zadufane snoby – wyszeptał, tak by inni nie usłyszeli. Wywołał dziwne emocje u mnie tymi słowami. Może dlatego, że ja w przyszłości też będą, jak on to ujął „zadufanym snobem”.

-Czyli mnie też masz na myśli? Albo moich rodziców? - nie wytrzymałabym siedząc obok niego i nic na ten temat nie powiedzieć. Poczułam się urażona jego słowami, nawet jeśli to dotycz obcych ludzi. Chociaż nie wszyscy są nieznani. Parę osób kojarzę i wcale nie uważam tak jak mój chłopak. Większość z nich na co dzień ratuje wiele ludzi, udziela się charytatywnie i po prostu pomaga.

-Kotek, nie mówię o tobie. Mam prawo powiedzieć to co myślę, a ty nie powinnaś się ze mną kłócić.

Zostawiłam to bez komentarza, ze względu na niechęć do mini wojny w takim towarzystwie.

Obserwowałam stół i jedzenie znajdujące się na nim Już mi ślinka cieknie na sam widok. Odwróciłam wzrok ze słodkości na osoby wchodzące na salę. Chwilowo nikogo nie znam, ale pewnie za niedługo poznam.

Na stołach były kremowe obrusy, serwetki zwinięte na kształt łabędzia. Firany zwisały do samej podłogi w kolorze brzoskwini. Wracam wzrokiem na środek salonu i dostrzegam ogromne, czarne pianino. Chyba dopiero je wyczyszczono, bo strasznie się błyszczy. Chęć zagrania na nim wzrasta z każdą sekundą patrzenia w tamta stronę. Ze smutkiem odwróciłam głowę w drugą stronę, aby dalej podziwiać. Kelnerzy jak zawsze w eleganckich strojach plus każdy miał beżowe muszki, przyczepione na szyjach. Chodzą z uśmiechem na ustach i każdemu podają lampkę wina, oczywiście do wyboru jest kilka rodzai win. Ja uwielbiam różowe i białe. To są moje ulubione. Jeszcze jeśli mają rocznik 1958 to już w ogóle marzenie. Raz babcia mnie nim poczęstowała i uznałam, że zakochałam się w tym smaku. Im starsze tym lepsze, ale jakoś ten rok najbardziej przypadł mi do gustu. Nie będę się ich pytać, bo nie należy to do ich pracy, żeby znać jakie wina mają na tacy. Oni muszą mi dać takie na jakie mam ochotę i z uśmiechem odejść.

Nie mogę się doczekać, aż wszyscy zajmą swoje miejsca i będzie można zacząć się bawić. Pragnę udać się do ogrodu i podziwiać wszystkie kwiaty. Pani Goldberg ma wszystkie kolory róż, a to jest mój ukochany kwiat. Mogę wyjść na pospolitą dziewczynę, której wystarczy czerwona róża, lecz ja wolę niebieskie lub różowe. Ale czerwoną też nie pogardzę, ważne iż chłopak coś przyniesie. Zawsze mówiłam swoim bliskim, że jeden kwiatek jest dla mnie idealnym prezentem, nie trzeba się jakoś starać by zyskać u mnie empatię. To, że jestem z dobrego domu i mogę mieć wszystko, nie oznacza że jestem zakochaną w pieniądzach egoistką. Bardzo chętnie jadam w przydrożnych barach i nie muszę co tydzień jechać do gorących krajów.

Miałam w prywatnym gimnazjum takie laski, które tylko mówiły gdzie to one nie jadą i gdzie one nie były. Każdy był tym znudzony już za drugim razem. Dobrze, że Clari nie jest tak pusta jak one i mogę zawsze z nią iść na burgera.

-Witam Pana Malika – zwróciłam uwagę na ostatnią osobę, która przekroczyła próg salonu. Moja szczęka chyba wylądowała na ziemi, a oczy rozszerzyły się jak po użyciu narkotyków.

-Przepraszam za spóźnienie, ale praca strasznie zatrzymuje ludzi. - Rozglądnął się po pomieszczeniu i usiadł bardziej na prawo, tak że nie mógł mnie zauważyć od razu. Jak by się zaczął rozglądać to znalazłabym się na linii ognia.

Pan tego domu postukał łyżeczką o swój kieliszek i tym kazał nam wszystkim wstać. Uniosłam swoje naczynie i nie ruszałam głową, aby przypadkiem nie natrafić na Zayna Malika. Chyba mój tato nie przemyślał listy gości, którzy mogą się zjawić u jego znajomych.

-Chciałem państwu bardzo podziękować za przyjście. Jest to nasz coroczny bankiet na cześć organizacji charytatywnej mojej żony – tu wszyscy zaczęli klaskać. Pani Goldberg otworzyła organizację do walki z rakiem, po śmieci jej siostry na złośliwy nowotwór. - Jak za każdym razem jest okazja do wylicytowania kilku drogocennych przedmiotów, a pieniążki zostaną przesłane na cel charytatywny. Proszę się bawić, smakować, i oczywiście zwiedzać na zewnątrz cały majątek mojej żony.

Unieśliśmy do ust kieliszki i każdy zrobił łyk. Po czym rozbrzmiały się gromkie brawa. Przez bitą minute wszyscy stali i klaskali. Państwo Goldberg podziękowali i kazali zacząć muzyką grać. Ktoś powinien wykorzystać to pięknie pianino, a nie biedne stoi i czeka na czyjeś dłonie. Po kolejnych dwóch kieliszkach sama chętnie tam zasiądę i zagram coś swojego. Zazdroszczę im, że mają własne cudo. Ja na swoje jeszcze muszę trochę poczekać, bo pokój muszą mi specjalnie wyremontować na instrumenty. Nie zmieszczę go w swojej sypialni, bo zajmie zbyt dużo miejsca. A ja potrzebuje mieć przestrzeń, by czuć się swobodnie. Więc po dłuższych negocjacjach na dole, w małym pokoiku znajdzie się miejsce. Tylko muszę poczekać parę dni na remont. Czyli zmianę farby na ścianach i poprzesuwanie wszystkich tam znajdujących się mebli.

-Idziemy zatańczyć? - Spytał Chris podając mi rękę. Spojrzałam na parkiet widząc parę par poruszających się. Wstałam i razem tam poszliśmy. Moi rodzice już od jakiejś chwili zniknęli ze swoimi znajomymi na parę kieliszeczków whisky i magicznej nalewki.

Będąc na uboczu parkietu, owinęłam ręce wokół karku chłopaka, a on położył swoje na moich biodrach. Muzyka grana jest dość wolno, czyli tylko kołysanie wchodzi w grę. Patrzyłam w oczy bruneta, a on zjeżdżał rękami w dół na moje pośladki. Uniosłam w górę brew nie wiedząc co on zamierza. Rozejrzałam się po innych osobach i na szczęście nikt nas nie obserwował. Pokręciłam głową i zrobiłam krok do tyłu.

-Kotek, tutaj jest dużo osób – wytłumaczyłam się widząc jego krzywe spojrzenie. Jesteśmy razem od jakiejś godzinki i nie wybuchnął. Zaczyna robić postępy, albo po prostu nie chce pokazywać obcym osobom swojego charakteru. Teraz też nic nie zrobił tylko pokiwał głową ponownie mnie do siebie przysuwając.

-O to i jest, piękna córka Richardsona! - zamierzałam zjeść kawałek ciasta, ale podszedł do mnie pan Goldberg.

-Tak to ja – zaśmiałam się do niego.

-Przypominasz mi bardzo moje dzieci. Ze względu, że się bawiliście w dzieciństwie razem – dotknął mojego policzka i uszczypnął go, dokładnie jak robi moja babcia.

-Strasznie mnie zastanawia gdzie oni są? Nie widziałam ich już tyle lat..

-Kochana, sądziłem że wiesz wszystko – uśmiechnął się blado – Thom wkroczył do wojska, a Monic wyjechała do Paryża, gdzie uczy się o sztuce.

To mnie zaskoczył. Przez moment mnie zatkało, bo zawsze wierzyłam iż Thomas będzie adwokatem, a Monic zostanie genialnym weterynarzem. Kochała zwierzęta jak jeszcze żadna osoba, którą poznałam. Najwidoczniej coś się jej odwidziało i robi coś co bardziej pokochała.

-Jestem w szoku, ale pozytywnym szoku – wrócił do naszego stolika Chris, który od razu zmierzył miłego starszego pana wzrokiem zabójcy. Położył rękę na moim biodrze przyciągając mnie do siebie.

-Nie będę przeszkadzał, bawcie się dobrze. - Pożegnałam go i spiorunowałam wzrokiem chłopaka. Zrzuciłam jego rękę i chciałam odejść, ale zatrzymał mnie. Mocno zacisnął dłoń wokół mojego nadgarstka i wyprowadził na zewnątrz. Nie patrzyłam na nikogo, gdyż nie chciałam pokazać swojego strachu. Czułam czyjś wzrok na sobie, ale nie poświęciłam tej osobie nawet sekundy. Znalazłam się na dworze, ale jemu nie wystarczyło. Kręci się zbyt wiele osób, a skoro Chris traci panowanie to nie chce świadków.

Głupia byłam jakąś godzinę temu, skoro oceniłam jego postęp na plus. Nie mogę się popłać. Każdy dostrzeże rozpływający się tusz i zaczerwienione oczy. Obcym mogę skłamać o alergii, natomiast moich rodziców nie da się w taki sposób oszukać.

Brunet doszedł do wybranego przez siebie miejsca i popchnął mnie w stronę ławki. Nie usiadłam na niej, tylko odwróciłam się do niego plecami. Zaczynam się go bać. Z każdym kolejnym takim wybrykiem, nie wiem co o nim myśleć i o nas.

Chłopak stał i nic nie mówił. Dopiero po chwili odwrócił mnie do siebie przodem. Położył rękę na moim policzku i delikatnie ją muskał. Pojawił się stary Chris, którego pokochałam. Ten stan nie trwał zbyt długo, bo jego ręką powędrowała do moich włosów. Kilka kosmyków wisi luzem, co ułatwiło mu szarpnięcie mnie za nie. Poleciałam głową do przodu. Poczułam okropny ból właśnie w tym miejscu, gdzie chyba wyrwał mi garść włosów, a do tego zmusił mnie do gwałtownego zgięcia w pół. Mój kręgosłup przeżywał załamanie, bo nie wiedział co się dzieje. Tak samo i ja. Wyprostowałam się ze łzami w oczach. Chciałam go ze złości uderzyć, już się zamachnęłam, ale złapał mnie za ramię uniemożliwiając dany krok. Patrzył czarnymi oczami w moje, tak jakby wpadł w trans.

-Czemu mi tak działasz na nerwy?! Chcę jak najlepiej, a ty cały czas masz coś do powiedzenia, albo nie pozwalasz mi na dotykanie twojego ciała.. Co jest nie tak, Eve?! Co ja kurwa zrobiłem?!

Krzyczał tak kropnie, że nie słyszałam głosu swojego chłopaka. Przede mną stoi obca osoba, która przyjęła jego posturę. Głos obcego kolesia z filmu o przemocy.

Nic nie odpowiedziałam, więc przejechał ręką po moich plecach i przysunął się do mnie. Stałam w bezruchu nie mogąc niczym ruszyć. Sparaliżowało mnie to co powiedział i zrobił. Po wyżyciu się fizycznie, zaczął psychicznie. Teraz czas na miłość i obwinienie mnie za całe zajście..

-Kocham cię – wyszeptał do mojego ucha próbując zjechać na pośladki. Nie powstrzymałam go więc zacisnął je z całej siły. Pisnęłam najciszej jak tylko potrafię. Nie czuje żadnej przyjemności z tego, a chyba powinnam się czuć jakoś podniecona?

-Zróbmy to, tutaj – dalej szeptał zjeżdżając ustami na moją szyję. Przyssał się i zaczął robić malinki. Pokręciłam głową i musiałam się odsunąć. Mam za mało siły, aby od razu odszedł. Stał i czułam go na swojej szyi, dopiero po chwili zebrania odpowiedniej siły, popchałam go na metr od siebie. Złapałam się w to miejsce i wymasowałam, bo nie chce mieć żadnego widocznego śladu. Natomiast jemu się to nie spodobało, stoi i z zaciśniętymi pięściami patrzy w moją stronę.

-Nie chcę – powiedziałam zbierając odwagę – to nie czas i miejsce.

Odchrząknęłam przygryzając wargę i patrząc na jego reakcję.

-Nigdy nie jest czas! Czy ty mnie jeszcze kochasz?! - zrobił krok w moją stronę i potrząsnął mną. Łzy już automatycznie zaczęły spływać, a ja błagałam aby nie spotkać rodziców.

-Czy wszystko w porządku, Evelyn? - usłyszałam ciężki męski głos. Chris puścił mnie i objął ramieniem. Po raz kolejny w mojej głowie zapanował chaos i nie wiedza na temat tego co on właśnie wyprawiał.

-Nie wiem skąd pan zna imię mojej dziewczyny, ale proszę dać nam spokój. To ona wpadła w lekką histerię, a ja starał..

-Widziałem to trochę inaczej. To pan krzyczał na nią, a do tego zaczął ją szarpać.

Zayn Malik w prawdziwej postaci.. Stara się pomóc damie wyjść z opałów. Christian nie ma szans, a do tego on wszystko widział... Teraz już w ogóle powinnam usiąść pod drzewkiem i zalać się łzami. Nie powie rodzicom, bo jeśli oni za nim nie przepadają, to raczej on za nimi też. Lecz może wspomnieć swojemu ojcu, a wtedy droga do mojego jest po linii prostej.

-Słuchaj, jeśli nie chcesz mieć problemów to zawróć i zapomnij. My sami rozwiążemy sprawę, która jest naszą osobistą rozmową. -Powiedział Chris zaciskając swój uścisk w stosunku do mnie jeszcze mocniej. Starałam się jakoś uwolnić, ale nie mogłam. Mulat cały czas obserwował moje zachowanie. Teraz schowałabym się pod kołdrę, ponieważ makijaż mi spływa i wyglądam okropnie tak jak się czuję. Niech mnie zabierze od bruneta, po prostu na dziś mam go dość. Jest moim chłopakiem, ale jesteśmy w takim miejscu, że powinien zachować spokój nawet jak bardzo go zirytowałam. Jednak ja tak wcale nie uważam, żebym była w jakiś sposób okropna w stosunku do niego. Wyraziłam swoje zdanie, może to go bardzo zdenerwowało. Chyba powinnam siedzieć całe życie jak mysz pod miotłą i zgadzać się z każdym jego słowem, to trochę przesada. Nie żyjemy w takich czasach.

-Nie wydaje mi się, aby Evelyn jakoś podobał się sposób waszej rozmowy – zaczął Malik podchodząc do nas bliżej – dlatego proszę ją puścić, bo będę zmuszony wezwać ochronę, a to już nie będzie należało do miłej rozmowy.

Mocne słowa, ale przynajmniej bez przemocy. Chris skoczyłby mu do gardła jeśli by miał możliwość, albo jeśli ten by zaczął.

Poczułam jak jego ręce zostawiają moje ciało w spokoju. Korzystając z okazji odbiegłam od niego zakrywając usta. Zatrzymałam się przy swoim „rycerzu”.

-Chcę, żebyś opuścił to przyjęcie natychmiast – powiedziałam pewnie do swojego chłopaka. Nic więcej nie chciałam słyszeć, ani mówić. Na dziś wykończył mnie we wszystkich możliwych sposobach. Dalej nie wiem co się stało jakiś czas temu, ale to nigdy nie jest do zrozumienia. To trzeba przeżyć. Dlatego ruszyłam w następną alejkę, gdzie stoi duża drewniana altanka. Będę tam siedzieć, dopóki mi nie przejdzie stan roztrzęsienia, albo dopóki mnie nie zabiorą..