środa, 22 czerwca 2016

Rozdział 7


-Tak to ja – odpowiedziałam mężczyźnie, którego nie posądzałam o uprawianie publicznie sportu.

-Cóż za spotkanie – podbiegł do nas, a następnie zjechał wzrokiem po Lucasie. Dlaczego kiedy nie chcę mieć problemów, one same do mnie przychodzą?

-Nie sądziłam, że ważni biznesmeni biegają – jego oczy wróciły na moją postać.

-Nie wszyscy są tacy sami – odpowiedział wypalając mi dziurę, tymi swoimi idealnymi czekoladowymi tęczówkami.

Poczułam nagłe szturchnięcie w ramię, na co odruchowo potrząsnęłam głową patrząc na Lucasa. Uniósł brew, czekając na moją reakcje. Oczywiście mój mózg trochę wolno buforuje, więc minęło parę sekund, aż oprzytomniałam.

-Luke to jest Zayn Malik, a to mój kolega z klasy Luke – wskazałam na obojga mężczyzn, którzy wymienili się uściskiem dłoni. Na początku wyglądało to bezpiecznie, ale w końcu to mężczyźni, a z nimi nigdy nic nie wiadomo.

-Miło było się spotkać, ale obowiązki wzywają – pokiwałam głową, a następnie posłałam mu uśmiech.

-Do zobaczenia! - krzyknęłam odwracając się w drugą stronę i zabierając blondyna ze sobą.

-Mamy uciekać? - wyszeptał kiedy odwracałam się nerwowo by sprawdzić, czy aby na pewno Zayn Malik oddalił się od nas.

-Coś w tym stylu – zatrzymałam się obok jednej z ławek- po prostu moi rodzice są na niego cięci, i zabraniają mi z nim rozmawiać. Chociaż go nie znają – oznajmiłam widząc jego zakłopotanie. Chyba od początku mogłam być z nim bardziej szczera. Jednak teraz nie mogę wypalić z tekstem typu „ Wiesz, bo mój chłopak nienawidzi kiedy jestem z innymi chłopakami, więc muszę ukrywać naszą znajomość” Takie coś nie przejdzie najlepiej. Ja sama słysząc takie słowa, uciekałabym jak najdalej. Może nadejdzie taki dzień, że powiem mu o Chrisie i jakoś to zrozumie, bo inaczej nie będzie między nami czegoś w stylu przyjaźni.

-Powiedzmy, że rozumiem wszystko. Czy mam się teraz bać pokazać twoim rodzicom na oczy? - puścił mi oczko poprawiając swojego kolczyka w wardze. Rozśmieszył mnie ten gest, a dodatkowo uderzyłam go w ramię.

-Mniej gadania więcej biegania – wróciłam do poprzedniej czynności starając się być już w domu. Jutro czwartek czyli coraz bliżej weekendu.

**

-Długo was nie było – powiedziałam przy porannym posiłku z rodzicami. Wczoraj jak wróciłam ich dalej nie było. Zaczynałam się martwić, ale zdałam sobie sprawę, że w pracy na pewno musieli zostać po godzinach, lub po prostu pojechali na romantyczną kolację we dwoje. A tego im potrzeba, bo w domu rzadko się widują, a bliskości między nimi już dawno nie było.

-Skarbie, musieliśmy pomóc naszym znajomym przy zakupach na sobotę. W końcu jesteśmy z nimi bardzo blisko, więc pomocna dłoń zawsze się przydaje – odparł mój ojciec biorąc do reki kubek z kawą. Mama tylko pokiwała głową jedząc płatki owsiane. Westchnęłam zajmując się także swoim śniadaniem. Jakoś nie mam ochoty iść na ten „bal” w sobotę, ale skoro się umówiłam z Chrisem, to nie wypada tak go wystawiać teraz. Tylko sumie to ja go zaprosiłam, czyli wystawienie nie działa w tą stronę. Nie ważne, muszę iść dziś kupić sukienkę, bo nie mam nic nowego. To znaczy mam mnóstwo sukienek, ale na taką okazję muszę sobie kupić nową. Po prostu uwielbiam sukienki i kiedy mam okazję to korzystam by mieć ich więcej.

-Kochanie dziś musisz zjeść na mieście, bo Isabella ma wolne – mama złapała mnie za rękę, żebym spojrzała na nią. Pokiwałam głową kończąc kanapkę i wstając od stołu podziękowałam. Odniosłam po sobie talerzyk oraz kubek. Skoro Isabella ma dziś wolne, to nasza kuchnia będzie istnym pobojowiskiem.

Wyszłam na dwór biorąc plecak i kluczyki do swojego autka, które czekało na mnie już przy bramie. Słoneczko dziś pięknie świeci, więc nałożyłam spódniczkę rozkloszowaną, a do tego czarną bluzkę, którą wsunęłam do spódnicy. Dylemat miałam przy butach, bo lubię łączyć sportowe elementy z elegancją, dlatego też nałożyłam białe trampki.

Wsiadając za kółko otworzyłam pilotem bramę, aby nie czekać długo. Odpaliłam w tym czasie silnik oraz zapięłam pasy. Przetarłam zaspane oczy i włączyłam radio. Dochodzi 8, więc muszę jechać, aby nie spóźnić się na pierwszą biologię. Nasza pani nie lubi kiedy ktoś nie przychodzi na czas, z czego ona zawsze przychodzi po czasie lub na styk. Ja nigdy się nie spóźniam, bo nie mam tego w zwyczaju.

Wyjechałam poza nasze podwórko, a następnie skręciłam w odpowiednią stronę. Po drodze czerwone światło, czyli dodatkowy postój. Londyn już od rana zaczyna być zatłoczony. Wszyscy śpieszą się to do szkoły, to do pracy, nikt nie ma chwili na odpoczynek. Zresztą ja sama codziennie wykonuję tą samą rutynę, jedynie czasem wyjdę ze znajomymi. Wtedy mój normalny dzień trochę się zmienia.

-Musimy to powtórzyć – na parkingu kiedy tylko opuściła swój samochód, dopadł mnie Luke. Miał na sobie przeciwsłoneczne okulary, dlaczego ja o nich nie pomyślałam? Dziś na prawdę pogoda nam dopisuje, szczególnie, że zaczyna się maj. Jedyny minus tego miesiąca to matura. Jeszcze jakieś 13 dni i będziemy się stresować jeszcze bardziej niż dziś.

-Ja zawsze jestem chętna jeśli chodzi o sport – szliśmy wspólnie do szkoły na pierwszą lekcję. Zazwyczaj przed budynkiem czeka na mnie Holly, ale dziś pisała mi SMS, że nie będzie jej na biologii.

Będę zmuszona siedzieć sama. Musze jeszcze napisać do Clari czy pójdzie ze mną na zakupy, bo potrzebuje dodatkowej opinii osoby trzeciej. Ona zawsze mi powie co sądzi o danej rzeczy, a dzięki temu będę miała piękną sukienkę. Wyjęłam z plecaka telefon i wystukałam krótką wiadomość do przyjaciółki. Pewnie odczyta za jakąś godzinę, bo ma wyciszone dzwonki.

*

-Nie mam dziś czasu, bo mam jutro sprawdzian z matematyki – po skończonych lekcjach zadzwoniła do mnie Clar, żeby przekazać mi smutną wiadomość.

-Czyli jestem zdana na siebie? - zrobiłam smutną minę wychodząc ze szkoły.

-A Holly? Ona pewnie jest chętna – starała się mi jakoś pomóc, ale Holly nie przyszła na żadną dziś lekcję, więc tym bardziej czułam się osamotniona.

-Odpada – otworzyłam samochód chowając do środka plecak – ale może kogoś znajdę, a jak nie to sama dam sobie radę.

-Wybierzesz sama coś ładnego, a teraz buźka lecę do książek – pożegnałam się z nią i na chwilę się zatrzymałam na słońcu. Zamknęłam oczy i po prostu pozwalałam, aby promienie słońca jak najwięcej padały na moją twarz. Jednak po chwili ktoś stanął centralnie przede mną. Uchyliłam pomału powieki i dostrzegłam Lucasa, który miał głupkowaty uśmiech.

-Eve, mamy maj, a ty już się opalasz? - moją odpowiedzią było głośne westchnięcie i otworzenie samochodu.

-Skąd ty się wziąłeś? - zasiadłam za kierownicą czekając na jego odpowiedź.

-Z twoich snów, skarbie – puścił mi oczko zamykając moja drzwi. Poczułam rumieńce na policzka, więc spuściłam wzrok na kierownicę.

-Tak sobie wmawiaj – odpaliłam silnik, zapięłam pasy i machając chłopakowi odjechałam. Piękny dzień, a ja muszę sama jechać na zakupy, po prostu cudownie. Z drugiej strony przydałby mi się teraz mój kochany Chris. Na światłach wyjęłam telefon, aby wystukać szybką wiadomość. Mam nadzieję, że dziś nie ma żadnego treningu i pomoże mi z wyborem sukienki. W końcu to on musi się pode mnie pod pasować, bo inaczej będzie problem. Uwielbiam kiedy Christian ma krawat pod kolor mojej kreacji, wtedy to wszystko nabiera sensu.

Podjechałam pod jedną z większych galerii w Londynie – to tutaj ostatnio kupiłam piękną sukienkę. Tym razem też mam zamiar wejść i od razu wyjść, żeby nie marnować całego dnia na chodzeniu po sklepach.

Oczywiście,nie ma dnia, aby były tutaj pustki. Chyba większość ludzi czeka już od rana, na otwarcie i spędza tutaj godziny. Dosłownie nie da się czasem przejść z jednego sklepu do drugiego. A najgorzej jest w okresie wiosennym, bo studniówki, wesela, przyjęcia. Każda kobieta potrzebuje pięknie wyglądać.

Na szczęście dostałam się do mojego ulubionego lokalu, gdzie od razu przywitała mnie obsługa, która zapewne mnie zna. Przychodzę tutaj za każdym razem, kiedy potrzebuję takiego rodzaju ubioru. I muszę przyznać, że zawsze wychodzę z uśmiechem na ustach. Teraz też mam taki zamiar, więc zaczęłam się rozglądać po pułkach. Zbyt ciemna, a po drugiej stronie zbyt jasna. Najlepiej znaleźć taki pośrodku kolor, wtedy byłabym najszczęśliwszą dziewczyną w danym momencie.

-W czymś pomóc? - podeszła do mnie miła ekspedientka z szerokim uśmiechem.

-Dziękuje, ale na razie staram się coś zlokalizować – odpowiedziałam udając się na koniec pomieszczenia. Niby wszędzie wiszą jakieś sukienki, lecz nie takie jakie chcę.

Wszędzie zajrzałam, dosłownie w każdy kąt i nic. To jest niemożliwe.. Chyba jednak muszę skorzystać z pomocy.

-Przepraszam, czy mogłaby mi Pani jednak pomóc? - zwróciłam się do tej samej kobiety, która wcześniej zaproponowała mi pomoc.

-Na jaką okazję ma być kreacja?

-Coś typu bal, ale taki bardziej rodzinny – odpowiedziałam podążając za nią wzrokiem. Najpierw pokazała mi wszystko co miała pod ręką, ale to nie było dla mnie. Jedna była kanarkowa, a ja nie chcę się rzucać w oczy. Wyjaśniłam jej mniej więcej, jaki odcień byłby dla mnie idealny. Dziewczyna złapała się za głowę, aż po przeglądnięciu wszystkich półek, zaproponowała mi przegląd nowej kolekcji, która dopiero dziś rano do nich dotarła. Zgodziłam się, bo to zawsze może mi pomóc.

-Może tutaj Pani znajdzie sukienkę – otworzyła przede mną zaplecze, gdzie wisiało tyle samo ciuchów co na sklepie. Z westchnieniem zaczęłam poruszać się po kantorku. Większość była zbyt bufiasta, a takich nie lubię. Wolę coś prostego, do połowy uda, ewentualnie lekko rozkloszowana. Kolor jest jednak do przegadania, ale jak dla mnie jakiś granat/chaber. Uwielbiam wszystkie odcienie niebieskiego, od najjaśniejszych do najciemniejszych. Moi rodzice powtarzają, że jestem urodzoną księżniczką ze względu na moje niebieskie oczy i umiłowanie do tego koloru. Nie wiem co to ma ze sobą wspólnego, ale strasznie lubię to stwierdzenie.

-Może ta? - i teraz zamarłam. Po prostu kilka metrów przede mną wisiała idealna sukienka. Nie wiem jak, ale chyba przeleciałam tą odległość na niewidocznych skrzydłach. Wzięłam kreację i przez dłuższą chwilę jeździłam po niej wzrokiem.

Idealna długość, kolor granatowy, bez pleców, lekko rozkloszowana, a do tego idealnie ozdobiona koronką oraz ten delikatny materiał. Dotykając jej, czuje się jak w czymś co znam od lat. To tak jak z babcinym obiadem. Zawsze pyszny i nie do zapomnienia. Tak mam właśnie z tym.

-To ona – wydusiłam biorąc ją w swoje ręce i kierując się do przymierzalni. Muszę mieć pewność, czy aby na pewno jest to mój rozmiar. Bo kota w worku wolę nie kupować. To nigdy nie wychodzi na dobre, bo może okazać się za mała, a wtedy miałabym kłopot.

Delikatnie przełożyłam ją przez głowę, a następnie dopasowałam do ciała. Momentalnie na twarzy pojawił mi się wielki banan. Jak dla mnie jest pięknie. Czuję się jak w drugiej skórze. Jeszcze tylko czarne szpilki, ale takie już mam w szafie, i jestem gotowa.

**

-Jest po prostu stworzona dla mnie – wzięłam gryza kanapki słysząc jak Clari, zachwyca się ze mną z kupna sukienki.

-A nie mówiłam, że sama coś znajdziesz? - pokręciłam głową widząc jej entuzjazm. Biedna spędziła cały dzień na siedzeniu w domu.

-W sobotę będę królową balu.

-A jak inaczej – powiedziała brunetka, a następnie ucichła.

-Coś się stało? - spytałam kończąc kolację, którą musiałam sobie niedawno zrobić, bo moich rodziców nie ma w domu, a zapomniałam kupić na mieście.

-Po prostu zdałam sobie sprawę, że będziesz tam z tym dupkiem – westchnęłam zamykając oczy. Żyję między młotem, a kowadłem. Jedno nie lubi drugiego, a ja kocham ich oboje. Nie potrafiłabym nigdy wybrać, chociaż przyjaźń jest dla mnie skarbem. Od małego jestem uczona na wszystkich książkach dla dzieci, że prawdziwi przyjaciele zawsze są najważniejsi, i mimo wszystko z nami zostają. Znając mnie i mój pech, gdybym źle wybrała Clari i tak by przy mnie była. Nawet jakby tego w jakiś sposób nie potrzebowała.

-W końcu jest moim chłopakiem, więc to było jasne, że będziemy tam razem – odpowiedziałam całkowicie opanowana, bo nie chce wszczynać na wieczór kłótni.

-Wiem, ale mogłabyś znaleźć sobie kogoś innego. Na pewno ten Luke jest lepszy.

-Clar! Proszę cie, nie baw się w swatkę, kiedy ja tego nie potrzebuje – spotkała się z moim wyśmianiem, ponieważ Lucas jest moim kolegom i nie wyobrażam sobie, by między nami było coś więcej niż przyjaźń.

Strasznie się boję, że jak powiem Chrisowi o mojej nowej znajomości, to zakaże nam się spotykać. A wtedy przyznałabym rację Clari, która skakałaby ze szczęścia.

-Jesteśmy! - doszły mnie krzyki z dołu, więc spojrzałam na zegarek. Dochodzi dopiero 20, czyli i tak dosyć wcześniej wyszli z pracy.

-Rodzice wrócili, jutro się odezwę – wysłałam jej buziaka kończąc nasze połączenie. Wyskoczyłam z łózka szukając swoich kapci, aby móc pójść przywitać się. Zeszłam po schodach i zastałam ich stojących w salonie. Sprawdzali listy, które wyjęłam wracając z zakupów ze skrzynki.

-Cześć kochanie – mama ucałowała mnie w głowę, a tato poczochrał moje już i tak rozwalone włosy.

-Jak Ci minął dzień? - podreptałam za nimi w stronę kuchni, gdzie wstawiłam czajnik dla nich na herbatę. Oparłam się o barek i przyglądałam się ich poczynaniom. Oczywiście mama nie miała pojęcia gdzie co jest, tak jakby znalazła się w nie swojej kuchni. Kocham ją, ale mogłaby bardziej zwracać na takie szczegóły uwagę.

-Coraz bardziej stresuje się sobotą – odpowiedziałam na zadane wcześniej pytanie do strony ojca.

-Czym? - ponownie spytał nie spoglądając w moją stronę. Był zbyt zajęty szukaniem sztućców.

-Po prostu wszystkim. Nie wiem kto tam może być, ani czy dobrze wypadnę na tle waszych znajomych – widząc jego zmieszanie podeszłam i wysunęłam jedną szufladę, gdzie były wszystkie potrzebne przedmioty.

-Kochanie, wypadniesz genialnie – ucałował mnie w policzek, a następnie wymijającym krokiem dotarł do stanowiska na ciepły napój. Zalał dwa kubki herbaty, a mama zdążyła nałożyć jedzenie.

-Jak będziecie mieć jutro czas, to pokażę wam sukienkę na sobotę – postanowiłam zostawić ich samych, bo nie wyglądają na wypoczętych, a kiedy są zmęczeni to marzą o łóżku. A nie o rozmawianiu o moich ciuchach.

-Dobranoc – powiedziałam kierując się do wyjścia.

-Śpij dobrze – usłyszałam za sobą głoś mamy.

Wróciłam do swojej sypialni, gdzie jest mi najlepiej. Chwilę przystanęłam w progu obserwując czy wszystko spakowałam do tornistra. Skoro nic nie leży na podłodze, to znajduje się w plecaku. Zgasiłam duże światło, a jedynie zostawiłam lampkę, aby po chwili i jej się pozbyć. Jest dosyć wczesna pora, ale jak dla mnie odpowiedni czas do snu. Wyśpię się przynajmniej na jutrzejsze zajęcia. I tak pewnie nie będzie ciężko, ze względu na rade pedagogiczną.

Zamknęłam oczy i zaczynałam już pomału śnić o czymś ciekawym, ale wyrwał mnie z tego stanu dźwięk przychodzącego SMS. Podniosłam szybko głowę, a dopiero po chwili zlokalizowałam urządzenie, które wybudziło mnie z mojej własnej bajki.

Ciężko odblokowałam ekran, a następnie weszłam w wiadomości. Przetarłam oczy, bo miałam zamazany widok.

Przepraszam, że nie odpisałem wcześnie.. Tęsknie ;c Kocham cię.. xx Chris

To mogę wybaczyć, skoro taki jest powód mojego wybudzenia. Z uśmiechem wystukałam krótką odpowiedź i spokojnie wróciłam do poprzedniej czynności, która najlepiej mi wychodzi.

Tym razem nic mi już nie przeszkodzi. Nie mam pojęcia na czym polega cała ta magia ze snem, ale zgadzam się ze zdaniem, że jest to coś nie do opisania. Ponieważ każdy wchodzi w taki błogi stan i może się z niego łatwo wybudzić, ale jednak nie do końca każdy...

....................
Hej! Strasznie długo mi zajął ten rozdział... po prostu myślę, czy nie zacząć tego bloga na nowo. W sensie pod tym adresem, ale usunąć wszystko i napisać wszystko na czystej kartce.. zmienić trochę fabułę..
Ale z drugiej strony nie mam czasu ;-; mam na głowie 2/3 inne blogi, wakacje, szkołę... dlatego będę pisać tak jak zaczęłam, a kiedy nadejdzie wolny czas, to na pewno zacznę wszystko od nowa.. Marzę by wydać kiedyś jakąś z moich książek, ale pewnie daleka droga do tego.. <3
Dziękuje za kom ^^
Pozdrawiam i postaram się dodać coś przed wyjazdem do Bułgarii (30.06) ale nic nie obiecuję, więc miłych wakacji!! <33