-Evelyn, jak miło cię widzieć – jego oczy i uśmiech z samego rano. Odwzajemniłam jego gest w moją stronę i wstałam, żeby się przywitać. Pocałował mnie w policzek i wspólnie zajęliśmy miejsca przy stoliku. Podszedł do nas kelner, aby wziąć nasze zamówienia. Postawiłam na latte i kawałek ciasta. Zayn wziął to co ja, tylko zamiast mojej kawy, wolał mocną czarną. Po worach pod jego oczami, mogę stwierdzić, że nie spał zbyt długo, albo za dobrze.
-Dobrze się czujesz? - Spytałam łapiąc go za rękę. Nie cofnął jej, ani nie poczułam żadnego drygnięcia. Chyba dobrze. Pokiwał głową tak jakby go nie było. Jednak wzrokiem wrócił do mnie, a po chwili też pojawił się tutaj duchem.
-Kiedy odwiozłem cię do domu, musiałem jechać do firmy po kilka papierów. Nie mogłem ich znaleźć, a potem jeszcze spotkałem niechcianą osobę – westchnął ściskając moją dłoń – więc jestem w złym humorze, ale ty mi go poprawiasz. Poczułam rumieńce na polikach, więc odwróciłam się. Nikt nie doprowadza mnie do takiego stanu, żebym musiała się zaczerwieniać. To jest taka nowość, zupełnie jak ta wczorajsza sytuacja. Nie sądziłam, że będę blisko z wrogiem moich rodziców. Chciałabym wiedzieć o co chodzi, ale w głębi boje się kogoś skrzywdzić, albo co gorsza stracić. Zayn Malik jest kimś nowym w moim świecie, ale już wiem, że nie chcę go wypuszczać z tego miejsca.
-Ciasto na pewno poprawi ci humorek – zaśmiałam się, żeby zrobiło mu się jeszcze milej – a potem, jeśli masz czas, możemy wybrać się do mojej ulubionej lodziarni.
Zauważyłam jak w jego oczach coś błysło, a po chwili się uśmiechnął. Poczułam jak mocniej ściska moją dłoń.
-Ostatni raz na lodach, byłem hmm – zamyślił się unosząc w górę brew – jakiś rok temu albo nawet dwa lata temu.
-Co?! -
mimowolnie uniosłam głos. Myślałam, że powie jakiś miesiąc
temu, bo praca i brak czasu. Ale rok to jednak trochę długo, nawet
jak na takiego zapracowanego mężczyznę.
-Kochana, mam
firmę na głowie, rodzinę, biznesowe i niebiznesowe spotkania, a do
tego uprawiam każdy możliwy sport i codziennie wieczorem staram się
biegać – wymieniał i wymieniał, a ja nie mogłam uwierzyć. Jak
na młodego chłopaka, to ma więcej rzeczy niż nie jedna starsza
osoba. Nawet mój tato ma więcej czasu, na spędzanie wieczorów z
nami. -Teraz masz mnie, więc poznasz więcej rzeczy niż sobie wyobrażasz.-Odpowiedziałam i akurat dostarczono nam nasz lunch. Ciasto i kawa tak pięknie pachą i wyglądają. Po prostu nic, tylko już zacząć jeść.
-Czy to jakaś obietnica? - Zaczął pić kawę, a ja wreszcie spróbowałam ciasta. Nic rano nie jadłam, żeby móc wsunąć cały kawałek słodkiego nieba.
-A chcesz, żeby to była obietnica?
-Zaczynam czuć, że nasze spotkanie to przeznaczenie – tutaj mnie trochę zatkał, ale poczułam się strasznie miło. Uśmiechnęłam się do niego i zagłębiliśmy się w rozmowę dotyczącą reszty dnia...
**
-Evelyn mam
prawie 30 lat, a ty każesz mi jeść takie desery? - Po skończonym
drugim śniadaniu od razu poszliśmy na lody. Oczywiście to ja
musiałam wybrać, więc poszłam na całość. I zamówiłam nam
desery, które zamawiam swoim kuzynom jak przyjeżdżają do nas.
Jest dużo czekolady, owoców, bitej śmietany i dużo rzeczy w
kształcie misiów. Więc Zayn wygląda trochę głupio, ale grunt to
dobra zabawa. -Skoro masz tyle lat, to co ja tu robię? -Spytałam odkładając telefon, na którym przyszła wiadomość od mojego przyjaciela – czy to nie jest jakieś przestępstwo?
-Czy muszę ci przypominać, że jesteś pełnoletnia i przyszłaś tu z własnej woli? W sumie to ty, Panno Richardson mnie uprowadziłaś do lodziarni.
Moje usta
rozszerzały się z każdym jego słowem, aż wreszcie wybuchnęłam
śmiechem. Nie mogę uwierzyć, że wielki Zayn poczuł się tak
swobodnie, żeby zacząć żartować, jeszcze bardziej niż
normalnie. Zasłoniłam dłonią usta, aby powstrzymać głośne
piski, a raczej mój śmiech.
-Brak mi słów
– wyszeptałam odchrząkając – lepiej zabierzmy się za
jedzenie. -Niestety, ale w takim towarzystwie trudno jest mi się skupić – odpowiedział nie odrywając wzorku ode mnie. Poczułam się skrępowana, ale w taki dosyć przyjemny sposób. Położyłam rękę na stoliku, żeby sprawdzić coś ważnego. Od razu się sprawdziło, bo złączył nasze dłonie razem. Serduszko mi przyśpieszyło i wróciłam do jedzenia. Szatyn przez chwilę jeszcze się nie ruszał, ale w końcu zaczął swój deser. Po jego minie było widać, że dobrze wybrałam.
Czas na rozmowie i jedzeniu szybko nam zleciał. Chłopak oczywiście zapłacił za mnie i wspólnie opuściliśmy lokal.
-Pozwól, że cię odwiozę. - Zgodziłam się, aby tylko nie kończyć tego spotkania. Moich rodziców i tak nie ma, więc spokojnie będę mogła wejść do domu bez zbędnych pytań.
Wsiadłam do
samochodu i musiałam chwilę poczekać, żeby chłopak mógł
spokojnie z kimś porozmawiać przez telefon. Skoro mamy dopiero
południe, to może uda mi się wieczorem wyciągnąć Clar do
jakiegoś klubu. Chyba głośna muzyka i alkohol pomogą mi się
odnaleźć w nowej sytuacji. Najchętniej to bym poszła z Zaynem,
lecz on nie wygląda na takiego co chodzi do klubów w każdą
sobotę.
-To gdzie
jedziemy?-Do Paryża – odparłam zapinając pasy i patrząc w boczną szybę. Zayn zachichotał wycofując z parkingu – znaczy, do mojego pięknego domu – poprawiłam szybko swoją umyślną pomyłkę. Słoneczko było za chmurami, ale jest nawet ciepło. Gdyby nie ten wiatr, to byłoby jeszcze lepiej.
-Nie będzie ci przeszkadzało? - Spojrzałam w jego stronę i dostrzegłam pudełko papierosów, które trzyma w dłoni. Wzruszyłam ramionami i dałam mu mentalne pozwolenie. Uchylił swoje okno, ale i tak poczułam dym. Skoncentrowałam się na muzyce, która leci w radiu i mimowolnie zaczęłam sobie nucić coś pod nosem. Dostałam SMS, więc odczytałam go z uśmiechem na ustach.
Tęsknie ;c
a tak naprawdę, to już nie mogę patrzeć na biologie. Spotkajmy
się!
W
sumie ma racje, bo ja też się stęskniłam. Niby tylko dwa dni,a
jednak brakuje mi jego obecności. Wystukałam krótką odpowiedź do
Lucasa i wróciłam wzrokiem na Zayna. Ten obserwował mnie
intensywnie. Speszona nie wiedziałam co mu powiedzieć, a raczej co
zrobić. Zawsze w takich sytuacjach musiałam się spowiadać, czyli
odpowiadać bez pytań : kto napisał? Skąd go znam? Gdzie idę? Po
co? Mój mózg już odruchowo zaczął myśleć nad tymi
odpowiedziami tak, żeby tylko nie zdenerwować mojego towarzysza.
Christian zawsze się na mnie wkurzał. Nie ważne czy to moja
przyjaciółka napisała, czy kuzyn, którego nie znał i od razu
sobie coś wymyślał.
-To
tylko mój przyjaciel. Chce się ze mną spotkać i pewnie wyjdziemy
gdzieś razem, ale spokojnie powinnam wrócić bardzo szybko i...
-Wow!
Eve – przerwał kierując w moją stronę rękę. Odruchowo wbiłam
się w fotel, żeby tylko nie poczuć uderzenia. Zamknęłam oczy i
czułam jak łzy mi spływają po policzkach. Od razu przypomniał mi
się Chris, który chce mnie ukarać za wyjście z kimkolwiek. Niby
nie znęcał się nade mną fizycznie zawsze, ale raz wystarczy, żeby
mieć potem jakieś traumy.-Przepraszam – wyszeptałam, jak zawsze w takich sytuacjach – przepraszam.. przepraszam..
Samochód nagle się zatrzymał, a ja otworzyłam oczy. Czułam jak Szatyn odpina mój pas i przysuwa mnie do swojego ciała. Mocno mnie przytulił i wtedy wybudziłam się z transu. Rozejrzałam się przestraszona dookoła i zdałam sobie sprawę, że oszalałam. To miał być przyjacielski gest dłonią, a ja uznałam go za przemoc. Chyba będę musiała powiedzieć Zaynowi całą prawdę o swoim byłym chłopaku. Ale dopóki nie zadaje pytań to ja się nie będę wychylać.
-Możemy teraz o tym nie rozmawiać? - Spytałam wracając na swoje miejsce. Nie łapałam z nim kontaktu wzrokowego. tylko od razu odwróciłam się w bok.
-Kiedy będziesz na to gotowa – odpowiedział i ruszyliśmy. Dziękowałam Bogu, że zaraz będę w domu. Całe szczęście jest wczesna pora, więc rodzice są jeszcze w pracy. Spokojnie wezmę prysznic i będę gotowa na spotkanie z Lucasem. Muszę z nim porozmawiać, bo inaczej zwariuje. Jest facetem, więc powinien mi jakoś pomóc. Może da jakieś rady, albo wskazówki jak zacząć taką historię, żeby nie zrazić do siebie Mulata.
-Jesteśmy – wyszeptał wychodząc z pojazdu. Okrążył go i otworzył mi drzwi. Wzięłam głęboki oddech rozglądając się dookoła.
-Dziękuje za miły poranek, musimy częściej się spotykać – posłałam mu uśmiech próbując jak najszybciej zakończyć spotkanie. Jest mi strasznie wstyd. Najchętniej to bym się zapadła pod ziemię.
-Nie będę naciskał –złapał mnie za rękę – ale jak będziesz gotowa na rozmowę, to jestem o każdej porze do twojej dyspozycji. - Pochylił się i zostawił na moim czole buziaka.
Pokiwałam
głową i odwróciłam się na pięcie, aby wejść na podwórko.
Bardzo szybko znalazłam klucze w torebce i mogłam otworzyć bramkę.
Znalazłam się w takiej bezpiecznej strefie, ale coś mi mówiło,
żebym się cofnęła. Coś zrobiła, albo przynajmniej powiedziała.
Jednak fizycznie tylko czułam dreszcze i przyśpieszony oddech. Na
nogach z waty kierowałam się do domu. Dopiero tam spojrzałam na
chłopaka, który dalej stał przed swoim samochodem, czekając na
moje zniknięcie. Ulżyło mi widząc jego uśmiech, nawet z takiej
odległości jest idealny. Odwzajemniłam gest i wreszcie mogłam
zniknąć na drzwiami. Ściągnęłam obcasy, żeby nie pobrudzić
dywanów. Jednak zanim ruszyłam na górę, cofnęłam się i
przekręciłam klucz. Bezpieczeństwa nigdy za dużo.
-Let me love
you – nuciłam idąc schodek po schodku. Brakuje mi chyba jakiejś
porządnej imprezy. Może po testach uda mi się wyrwać. Muszę dziś
po spotkaniu z blondynem usiąść i poczytać biologię. Ostatni
dzień na powtórki. Co ma być to i tak będzie, więc zostawiam
wszystko w rękach szczęścia.
**
-Tak jak już
mówiłem. Będąc na jego miejscu, to po tej historii nigdzie bym
cię nie puścił. Tylko przytulał przez całą noc czuwając i
obmyślając plan, jak zabić tego chuja – upiłam łyk trzeciego
piwa i zgodziłam się z nim.
Myślałam, że
dam rade się pouczyć. Ale Luke zaprowadził mnie na „jedno”
piwko. I tak się właśnie kończy jedno.. Po jego reakcji
stwierdzam, że dobrze trafiłam. Zaufałam mu i nic nikomu nie
powiedział, więc jest dla mnie jak brat. Może w innych
okolicznościach byłby kimś więcej, ale wolę tak nie myśleć.
Szczególnie kiedy pijemy sobie alkohol, który źle działa na
ludzi. A już na pewno źle wpływa na nasze uczucia, które mogą
się okazać potem przekłamane. -Zawsze mogę na ciebie liczyć – ucałowałam go w policzek i wróciłam do napoju. Posłał mi uśmiech pozwalając oprzeć głowę na swoim ramieniu. Tak też zrobiłam, żeby posłuchać co jeszcze ma do powiedzenia. Oczywiście zaczął być bardzo wylewny i kilka razy już słyszałam, jak wyzywa wszystkich, którzy coś mi zrobili.
-Jak chcesz to ja do niego zadzwonię – poruszył się i moja głowa poleciała w dół – powiem temu szczęściarzowi, że ma szczęście – zaśmiałam się kręcąc głową.
-Nie wypiłam tak dużo, żeby pozwalać ci na takie rzeczy – odpowiedziałam sprawdzając godzinę.
-Twoja strata, mógłbym sprawić, że będzie zazdrosny. Nie to nie – prychnął zerując pół butelki.
-Cieszę się, że cię mam – spróbowałam zrobić to samo, ale niekoniecznie mi to wyszło. Teraz on się zaśmiał. Chyba ma słabszą głowę, albo po prostu ja pije ledwo trzecie, bo mój pęcherz już po pierwszym zaczął wariować. A on kończy ósme. W końcu siedzimy już tutaj jakieś 3 godziny. Dochodzi 16 i mój brzuch się odzywa. Powinnam coś zjeść, żeby nie zacząć zagłuszać muzyki.
-Zamówię ci coś do jedzenia, a ty idź do toalety – jakby właśnie czytał w moich myślach. Zatkało mnie. Zdziwiona obserwowałam jak wstaje i idzie do lady. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam iść już dobrze znaną drogą to toalety. Sprawdziłam kilka razy czy mam telefon, bo nie chcę ryzykować. Potem będzie, że Luke zadzwonił do Zayna. Jeszcze trochę i sama będę do niego dzwonić. Mogę się założyć z każdym, że właśnie tak to się skończy. Zawsze po alkoholu ciągnie mnie do robienia czegoś, co na trzeźwo nawet nie przejdzie mi przez myśl. Po prostu jestem zbyt mało odważnym człowiekiem.
-Tu tu tu
tututuut! - Krzyczałam zbiegając po schodach. Ruszając głową na
boki weszłam do odpowiedniego pomieszczenia? Sprawdziłam czy jestem
tu gdzie powinnam. Nikogo nie ma, ale usłyszałam spuszczaną wodę.
Byłam pewna, że to będzie jakaś kobieta. Jednak wyszedł wysoki
chłopak. Uśmiechnęłam się głupio i małymi kroczkami się
cofałam.
Tym razem
otworzyłam te drzwi co trzeba. Już nie mogłam wytrzymać. Cały
czas miałam w myślach kapiącą wodę. -Od razu lepiej – wyszeptałam myjąc ręce.
Poprawiłam włosy i wyszłam.
-Tym razem dobrze trafiłaś – na korytarzu stał ten sam chłopak, którego spotkałam w toalecie chwilę temu. Spojrzałam na boki, czy to było do mnie?
-Do dwóch razy sztuka – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
-Jesteś tutaj sama? - Spytał, a ja nie wiem czy to bezpieczne pytanie, czy raczej mam uciekać. Nie wygląda na jakiegoś zboka, więc może się zainteresowała zagubioną blondynką.
-Z przyjacielem, który pewnie już się martwi – odparłam próbując go wyminąć. Na moje szczęście odsunął się i szedł za mną. Jego wzrok wędrował po moim ciele, po prostu można takie coś wyczuć. Kręcąc głową szybko odnalazłam Luke, który siedział jedząc swoją porcję.
-Na reszcie! Zamówiłem ci frytki z mięsem i piwo – pokazał na stolik, gdzie czekało na mnie jedzenie i picie. Wskazałam delikatnie na osobę, która szła za mną. Blondyn zmarszczył czoło i wstał do mnie. To chyba „odstraszyło” próbę zalotów.
-Dziękuje – odpowiedziałam zajmując swoje miejsce. Zrobiłam kilka łyków i zabrałam się za jedzenie.
-Powinniśmy częściej wychodzić – powiedział Luke sprawdzając coś na telefonie. Skrzywił się i spojrzał na mnie.
-Co się stało?
- Spytałam nie przerywając jedzenia. Blondyn westchnął i podsunął
mi swój telefon pod nos. Przeczytałam kilka wiadomości, które
były od dziewczyny z naszej szkoły. Strasznie nachalna, bo chłopak
jej raz odpisał, a ta wysłała z 10 innych sms.
-Możesz
zadzwonić i podać się za moją dziewczynę? Albo mamę,
kogokolwiek! Tylko, żeby się odczepiła – zrobił maślane oczko
próbując mnie przekonać. Nie umiem robić takich rzeczy, ale on
tak bardzo zaczął prosić. -Już cię nie lubię – zmarszczyłam brwi wybierając numer tej laski.
-Halo – szybko odebrała, więc odchrząknęłam i starałam się spontanicznie ją zrazić do niego.
-Halo? Jakie halo. Tutaj dziewczyna tego pana, któremu nie dajesz żyć. Mogłabyś przestać do niego pisać? Jestem zazdrosna. Jedna wiadomość była dla mnie normalna, bo w końcu znajomi to znajomi. Ale tyle!? To już lekka przesada..
-Ja-a nie wiedziałam, że o-on ma dziewcz...
-To się dowiedziałaś. Nie pisz, nie dzwoń. Cześć – rozłączyłam się i oddałam zszokowanemu blondynowi telefon. Uniosłam piwo w górę i stuknęłam się z jego butelką. Luke dalej na mnie patrzył, ale spokojnie upił kilka łyków.
-Jesteś niesamowita – wyszeptał w końcu zabierając ode mnie jedną frytkę – i zyskałaś mój szacunek. Jeszcze większy niż wcześniej – skomentował cały czas kiwając głową. Uśmiechnęłam się szeroko...
*
-Prz-rzez ciebie nie-e beedę w stanie dojść do dom-e-u – próbowałam się trzymać jego ramiona, ale nawet to mi nie wychodziło.
-To posiedzimy na dworze.
-Czemu taak dobrze mówisz? - Poczułam wibrację w tylnej kieszeni, więc zatrzymałam nas. Wyciągnęłam z trudnością komórkę.
-Daj – wziął urządzenie ode mnie i odebrał – witam, tutaj przyjaciel Eve. Jesteśmy razem ze znajomymi na kręglach, a Evelyn poszła do toalety.. Tak.. Oczywiście. Dziękuje. -Schował mi telefon do kieszeni – jesteśmy kwita.
Nic nie powiedziałam tylko usiadłam na najbliższej ławce. Odetchnęłam głęboko czując się spokojnie. Zaczyna się robić szaro, więc nie jest tak późno. Patrzyłam sobie w niebo i machałam nogami.
-Chyba zadzwonię do Zayna – wypaliłam znowu chwytając telefon – jednak to zły pomysł... a może?
-Rób co chcesz – odpowiedział oschle, więc wykręciłam numer do szatyna.
-Evelyn? - od razu udało mi się dodzwonić. Tylko co teraz mówić? Rozłączyłam się i wstałam. Zaczęłam chodzić od drzewa do ławki. I tak w kółko. W mojej głowie roiło się od pomysłów, tych głupich i trochę mądrzejszych. Chociaż na taki stan, to nic nie jest mądre.
-Pojadę i mu opowiem wszystko. Przynajmniej mam trochę odwagi, żeby to zrobić – stwierdziłam po dłuższej przechadzce.
-Wezwę ci taksówkę – mając mnie dość wyciągnął telefon.
-Super pomysł! Ale czemu jeesteś ta-aki zły?- Złapała mnie czkawka, więc próbowałam się jej pozbyć. Niestety, ale zabranie sobie dopływu powietrza, to okropny pomysł.
-Zaraz się zabijesz – złapał za moje ręce, które trzymały nos – i co ja pocznę.
-Nie będzie się tak denerwował – odparłam łapczywie wciągając powietrze.
-To nie przez ciebie, raczej przez samego siebie.
-Mam się cieszyć? - prychnęłam, ale już nie skomentował...
Co teraz zrobisz Eve? Stoisz sobie pod znanym już domem i co dalej? Powinnam zadzwonić domofonem, albo po prostu spytać czy jest w domu. Już za późno na takie przemyślenia. Teraz, albo nigdy. Wyjęłam rękę z kieszeni powędrowałam nią na przycisk przy bramce.
-Evelyn? - usłyszałam za sobą zasapany głos. Odwróciłam się i dostrzegłam spoconego chłopaka. Ale sobie wybrałam moment.
-Nie chciałam ci przeszkadzać, a-ale
-Ale czuję, że
nabrałaś odwagi – zaśmiał się i wymijając mnie –
zapraszam...
______________Hej! Tak minęło sporo czasu od ostatniego rozdziału, ale uwierzcie mi, ze nie miałam weny. Tzn.. niby coś zawsze mam w tej głowie, lecz nie wiedziałam jak to przelać na "kartkę". Aż w końcu teraz pracuje sobie w hotelu na nocki, więc mam dużo czasu. Dlatego wczoraj usiadłam i skończyłam to co zaczęłam.. A miałam prawie 2 strony xDD
Do następnego!!! <3
Tak wyszło że.. weszłam na bloga i szukam spamu żeby poczytać inne blogi. Znalazłam twój komentarz i postanowiłam wejść na bloga. I hmm... co tu dużo mogę powiedzieć. Bardzo mi się podoba i będę czekać na następny :D. Ostatnio nie mam czasu żeby sama pisać, ale mam nadzieję że jakoś do tego wrócę. Trzymaj się cieplutko, miłych wakacji, dużo weny i pozdrawiam! Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńRiDa