czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 2..



-Co takiego jest jutro? - zdziwiłam się na jego słowa. Mama obserwowała nas jednym okiem, a drugim próbowała się skupić na telewizji.
-Obiecałem Jasperowi pożyczenie książki. Mam pracę, więc musisz mu ją zanieść – naprawdę? Aż tak lubią mnie wkopywać w różne spotkania z obcymi ludźmi? Po prostu genialnie, jak jeszcze będę musiała rozmawiać o biznesie to się załamię. Przecież nie wejdę i od razu nie wyjdę, to nie na miejscu. Dlatego będę zmuszona wypić kawę i posiedzieć ze starszym mężczyzną. Westchnęłam objeżdżając ciałem w dół na kanapie. Zamknęłam oczy, żeby się skupić.
-Zostaw ją na widoku, żebym rano się nie spóźniła, bo wiesz jak nie lubię tego robić – oznajmiłam patrząc na niego. Wstał idąc do naszej małej biblioteki. Wszyscy kochamy czytać, dlatego jeden z pokojów musieliśmy urządzić jako czytelnie. W środku jest tak magicznie. Po prostu wchodzisz i jesteś w innym świecie, przynajmniej ja tak mam. Książki są poukładane według kategorii i alfabetycznie. Można znaleźć wszystko czego się szuka. Najwięcej mamy ksiąg medycznych, bo w końcu lekarze. Potem już rożnie idzie, ale moje ulubione to oczywiście dramaty romantyczne i o podróżach. A tak to czytam to, na co w danym momencie mam ochotę. Potrafię zacząć rano, a skończyć około północy, jak tylko się zaprę.
-To one – wrócił i położył je na stole. Pokiwałam głową i zobaczyłam o czym jest jedna z nich. Przeczytałam na tyle krótki opis, i okazało się, że jest to medyczna książka o problemach z uzależnianiami. A druga natomiast opowiada o historii młodego biznesmena, jakiś kryminał.
-Ja idę się już położyć, do jutra – wstałam dając im po buziaku.
-Evelyn, jeszcze jedno – zaczął poważnie mój tato – Proszę cię, abyś jutro nie znajdowała się w pobliżu syna Jaspera.

Byłam już odwrócona do nich plecami, więc nie widzieli mojej miny. Pokiwała nieznacznie głową i ruszyłam na górę. Szłam co drugi stopień by znaleźć się jak najszybciej w sypialni. Po wejściu zatrzasnęłam za sobą drzwi zapalając światła. Stanęłam na środku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przydałoby się przemeblowanie. Może kolor ścian zmienić? Chociaż jakieś 3 miesiące temu zostały zmienione na właśnie te – fioletowe. Kocham ten kolor, ale jakoś tak ciągnie mnie do niebieskiego. Tylko jak przemalować sypialnię to od razu łazienkę i garderobę, innego sposobu nie widzę. Jestem zbyt pedantyczną osobą, żeby mieć w jednym pokoju fiolet, a w drugim np. czerwień. To nie jest dobre rozwiązanie dla mnie.
Skierowałam się do biurka, żeby poukładać zeszyty na poniedziałek, a przy okazji zobaczyć zadania domowe. Okazuje się, że bardzo nas lubią i nic nam nie zadają. Pewnie jest to tylko pretekst, byśmy się zaczęli bardziej przykładać do nauki. To i tak u niektórych nie działa, ale zawsze warto próbować.
Dochodzi już 10, powinnam iść się umyć i spać. Leniwie ruszyłam z jednego miejsca w stronę łóżka po piżamę. Włączyłam sobie muzykę i puściłam gorącą wodę do wanny. Nalałam zapachowego olejku, a w międzyczasie pozbyłam się ubrań i telefonu, który położyłam w pokoju na łóżku. Kiedy już wszystko miałam gotowe rozbełtałam wodę by powstała piana i weszłam do niebieskiej, emaliowanej wanny. Chwilę poczekałam by się przyzwyczaić do gorąca i się wygodnie wyłożyłam w przyjemnym zapachu unoszącym się w górę. Usłyszałam po krótkiej przerwie dźwięk przychodzącej wiadomości oraz jak ktoś do mnie dzwoni. Chciałam wyjść, bo może to coś ważnego, lecz zasługuję na chwilę przerwy od świata. A tu właśnie ją zyskuję. Taki mały azyl.

**

-Li! Kurwa gdzie ty masz ten telefon!- wykrzyczał, a ja przełączyłam go na głośnik.
-Spokojnie, brałam kąpiel-odpowiedziałam i położyłam telefon na półkę obok zlewu, a sama nasmarowałam się balsamem oraz kremem do rąk i twarzy.
-Dobra, ale racz następnym razem odebrać. A teraz do rzeczy, spotykamy się jutro ?-Kurde, wiedziałam. Jak zwykle zapomniałam o czymś, i tym razem to coś istotnego.
-Wiesz, zapomniałaaam -przeciągnęłam- ale pozwolą mi tylko muszę zanieść książki w jedno miejsce - rzekłam rozczesując włosy. Po czym ubrałam się w piżamę składającą się z błękitnych dresów oraz czarnej koszulki z rysunkiem lwa.
-Jak mogłaś zapomnieć się zapytać...- zapadła cisza. Słyszałam jak w jego głowie powtarzają się słowa „idiotka”, ale nic nie mówiłam – ehh Evelyn, w takim razie będę jutro o 19 pod domem - powiedział niby spokojnie, ale czułam zdenerwowanie w jego głosie. To znaczy, że jak zwykle wystawiam jego nerwy na pokaz. Te nasze rozmowy, a raczej kłótnie są normą. Szczególnie jak nie zrobię czegoś co chce bym zrobiła. Jest dominujący w naszym związku, a czasem zbyt dominujący. To nie moja wina, tylko mojej pamięci, która czasem zawodzi. Nienawidzę czegoś zapomnieć. Jest to najgorsze co mogę komuś, albo sobie zrobić – zapomnieć.
-Będę czekać – odpowiedziałam przeglądając się w lusterku. Przyzwyczaiłam się do takich akcji więc jestem spokojna kiedy krzyczy, że nie odbiorę telefonu, choć często mnie to jeszcze zaskakuje i denerwuje.
-A gdzie musisz jutro iść?
Jeśli chodzi o zazdrość, to Chris jest o mnie bardzo zazdrosny. Nie ważne czy to moja przyjaciółka, przyjaciel, koleżanka, babcia, wujek czy ktoś obcy. Po prostu on musi wiedzieć gdzie idę i z kim będę. Taaa, przecież on tak pokazuje jak bardzo mnie kocha. Przynajmniej ja tak to sobie tłumaczę.

-Tato kazał mi zanieść książki swojemu znajomemu-wytłumaczyłam kładąc się z pilotem na łóżko.
-Ah, czy to starszy kolega?
-Yhymm.
-Dobrze kochanie, więc nie martwię się już. Kończę już myszko, bo muszę się wyspać-usłyszałam po drugiej stronie jak ziewa. Tak słodko zabrzmiał, tak niewinnie.
-Dobranoc misiu - wysłałam buziaka i się rozłączyłam. Odłożyłam komórkę na półkę nocną, a sama ułożyłam się pod kołdrą. Przykryłam się dokładnie i chwilę pooglądałam telewizor, bo natrafiłam na końcówkę komedii romantycznej „50 pierwszych randek”. Nie puszczają tego zbyt często, ale jak już leci to miło się ogląda...

  Czy to deszcz? Spojrzałam na okno w wielkim holu czekając na swój lot. Niee, jednak to tylko ja i mój płacz. Nie mogę przestać się trząść. Co się ze mną dzieje? Przecież wreszcie uwalniam się od całodobowej ochrony. Marzyłam o tym od kilku lat. A teraz tchórzę? O nie moja droga, tak nie będzie. Wyjeżdżasz do Ameryki, na studia, będziesz lekarzem i wszystko się uda. Jednak coś mnie tu trzyma. Czuje wewnątrz, że to coś poważnego, ale nie wiem co. A może raczej kto? Chyba chodzi o Chris'a, bo kogo innego? Spoglądam cały czas na drzwi wejściowe by go zobaczyć, czekam na kogoś, na kim mi zależy.
-Nie chodzi o Chris'a – podpowiada moja podświadomość załamując mnie tym faktem.

Jak nie on to kto?
Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Przymykam oczy czując się bezpiecznie. Chce na niego spojrzeć...

-Ahhh – otwieram szeroko oczy wycierając mokre czoło od potu. Rozglądam się po pokoju. Jestem w swoim łóżku. Jest wszystko dobrze. 

Miałam wspaniały sen o studiach i wyjeździe. Ale on nie był cudowny skoro płakałam i kogoś wyczekiwałam. Chciałam przyjrzeć się dokładnie osobie stojącej obok mnie, ale przerwał mi to budzik. Przetarłam zaspane oczy. Wysunęłam obie nogi poza granice kołdry, po czym zrobiło mi się strasznie zimno. Cofnęłam je na chwilę pod kołdrę. Przygotowałam się mentalnie. Musiałam szybko wstać i udać się do łazienki. Tak też zrobiłam, po czym od razu zrobiło mi się cieplej. Przejrzałam się w lusterku co było złym pomysłem.
-Boże, wyglądasz okropnie-ziewnęłam i odkręciłam zimną wodę. Przepłukałam oczy i wyjęłam z szafki za lusterkiem szczoteczkę. Po umyciu udałam się na dół w szybkim tempie, gdyż zaburczało mi w brzuchu. Jest już późno, a mój tato do pracy z mamą wychodzą o 8. Weszłam do kuchni gdzie napotkałam naszą kochaną gosposie przy kuchence. Robiła moje ukochane naleśniczki!
-Dzień dobry-powiedziałam podchodząc do niej by zobaczyć swoje śniadanie.

-Dzień dobry, siadaj do stołu kochana -posłałam jej uśmiech i poszłam do jadalni. Już po chwili miałam przed sobą grzanki, sałatkę, sok pomarańczowy oraz naleśniki.-Smacznego-usłyszałam więc podziękowałam. Zabrałam się za jedzenie, które było pyszne.
Najedzona wróciłam do sypialni by przebrać się i umalować. Zrobiłam lekki makijaż, a włosy ułożyłam jak zwykle spinając grzywkę w górę. Kiedy wyglądałam elegancko mogłam wyjść. Po drodze z łóżka chwyciłam wcześniej naszykowaną torebeczkę, w której miałam portfel oraz telefon..

Po 30 minutach byłam na miejscu. Spojrzałam na wielki budynek stojący przede mną. Wielkie na przemian przyciemnione i przezroczyste szyby, które ciągnęły się wyżej i wyżej. Nie widziałam końca budynku, to jest jeden z tych słynnych drapaczy chmur. Z lekkim strachem ruszyłam przed siebie. Weszłam przez automatyczne drzwi i stanęłam rozglądając się w celu znalezienia jakiegoś pracownika. Zobaczyłam ochroniarza więc do niego podeszłam.
-Dzień dobry, wie Pan, na którym piętrze jest biuru Pana Jaspera Malika ?-Spytałam zatrzymując się przed nim.
-Musi pojechać Pani windą na 12 piętro, tam będzie sekretarka i dalej Panią pokieruje-odpowiedział i odszedł.

Ruszyłam w stronę windy. Nie czekałam długo na transport w górę. Ahh ta góra. Mam lęk wysokości, który próbuje przełamać. Na dodatek jadę sama. Ta podróż w górę ciągnęła się. Przed otworzeniem się drzwi poprawiłam jeszcze włosy i wyszłam. Spojrzałam w lewo znajdując wzrokiem jakąś kobietę za biurkiem. Ubrana była elegancko, włosy zaczesane w koka, a sama była bardzo młoda.
-Dzień dobry, ja do Pana Jaspera- powiedziałam niepewnie podchodząc do niej.
-Dzień dobry, Pańskie imię? - spytała wyciągając duży czarny notes spod biurka.
-Emm, nie byłam umówiona, ale proszę powiedzieć, że Evelyn Richardson przyszła - Odpowiedziałam i zaczekałam, aż kobieta wykręci numer do swojego szefa. Po krótkiej pogawędce wstała i kazała iść za sobą. Musieliśmy wsiąść do windy i pojechać na 18 piętro.

Po prostu super! Jeszcze wyżej..
echałyśmy w ciszy. Jak zatrzymałyśmy się na miejscu odetchnęłam ulgą. Kobieta podprowadziła mnie do drzwi, które były dwa razy większe ode mnie. Myślałam, że ich nie otworzę, ale co do czego okazały się być w miarę „lekkie”. Na środku było duże ciemne biurko, a tam siedział siwy mężczyzna robiąc coś na laptopie.
-Dzień dobry - rozejrzałam się by wiedzieć gdzie jestem.

-Witaj Evelyn. Masz dla mnie te książki? - dalej siedział i coś robił.
-Tak oczywiście, po to tu jestem-odparłam podchodząc i wyciągając z torebki przedmioty. Podałam je Panu i miałam już wychodzić. Jednak ten zamknął laptopa.
-Proszę usiądź, może się czegoś napijesz?-zaproponował. Przymknęłam oczy i odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem.
-Bardzo chętnie napiłabym się małej kawy-uśmiechnęłam się, a on zadzwonił do swojej sekretarki z prośbą o dwie małe kawy. W między czasie rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, które było ładnie wyposażone. 

-Co zamierzasz robić po liceum? - zapytał słodząc swoją kawę, aż trzema łyżeczkami cukru!
-Poszłam w ślady rodziców i za rok wybieram się na studia medyczne - podał mi cukierniczkę, lecz ja nie słodzę.

-Wszystko zostaje w rodzinie-powiedział sam do siebie. Między nami zapadła chwilowa cisza, która dla mnie była bardzo nieprzyjemna. Nagle zadzwonił telefon firmowy. Pan Jasper podszedł do biurka i odebrał. Rozmawiał z kimś chwilę, po czym się zdenerwował.-Przepraszam cię, ale mam ważną sprawę do rozwiązania.
-Dobrze, rozumiem. Miłego czytania - powiedziałam wstając i kierując się do wyjścia.
-Do widzenia Evelyn - odwróciłam się i miałam już otworzyć drzwi, ale ktoś mnie wyprzedził i uderzył nimi na szczęście nie mocno w moją głowę. Potknęłam się i poleciałam na ścianę. Wystraszona oparłam się o nią widząc jak do pomieszczenia wchodzi wysoki szatyn w garniturze.
-Musiałeś mi kazać iść rozmawiać z tymi ludźmi? Przecież wiesz, że oni są nie do wytrzymania-nie zauważył mnie i szedł w stronę swego szefa pewnym i szybkim krokiem. Otrząsnęłam się i dotknęłam obolałego miejsca.
-Spokojnie, Zayn. Musisz uważać jak chodzisz, mam gościa, którego właśnie stratowałeś - Teraz odwrócił się w moją stronę i zlustrował mnie wzrokiem. Czułam się jeszcze bardziej nie komfortowo. Nie wiem co gorsze ból głowy czy wzrok Mulata? Trzymałam się kurczowo za bolące miejsce na czole, masując siniaka by powstrzymać ból. Tak bardzo nie lubię mieć siniaków i czuć takiego bólu.
-Panna Richardson przyniosła dla mnie książki, które mam zamiar czytać na emeryturze - Powiedział Pan Jasper patrząc na mnie. To dlatego chciał mieć coś do czytania. W sumie to wygląda już na takiego, kto wybiera się na emeryturę, tylko czemu w telewizji nic o tym nie mówią? Oglądam wiadomości codziennie i nic nie słyszałam na ten temat.
Obaj przyglądali mi się z daleka. Poczułam wypieki na policzkach, więc spuściłam wzrok na stopy. Mam ochotę uciec stąd.
-Przepraszam za swoje maniery Panno Richardson - Odezwał się w końcu Zayn. Spojrzałam w jego oczy. Duże, czekoladowe, piękne oczy. Każda kobieta zapewne chce by na nią patrzył choć przez chwilę. Podszedł by mi pomóc.
-Nic nie szkodzi Panie Malik, ja i tak już muszę iść - odeszłam, ale lekko się zachwiałam łapiąc ściany, a przy okazji głowy. Wstrząs? Nieee, drzwi nie są takie olbrzymie.
-Może jednak zawieść Panią do szpitala? - zapytał podchodząc i z daleka przyglądając się mojej ranie, która zapewne zrobiła się już filetowa.
-Raczej do ojca – skomentował Pan Jasper obserwując moją osobę.
-Dziękuje bardzo za pomoc, ale wszystko zostaje w rodzinie, tak więc poradzę sobie doskonale – zaśmiałam się widząc uśmiech Pana Jaspera. Złapałam głęboki oddech i ruszyłam do drzwi, które otworzył mi Zayn Malik.
-Do widzenia – powiedział.
-Do widzenia – odwróciłam się do obydwu kiwając głową.
Kiedy zamknął drzwi szybko podbiegłam do widny, na szczęście była już otwarta i czekała. Wsiadłam wybierając odpowiedni numerek. Przyjrzałam się obolałemu miejscu. Musze przyznać, że nieźle mi przywalił. Ale nie będzie tak tragicznie jak kiedyś z moim kolanem.

Jakoś rok temu na wf, nasz wspaniały nauczyciel kazał nam zaliczyć bieg wahadłowy. Wszystko szło wspaniale, biegnę te 4 razy jak trzeba, bardzo chciałam dostać celującą ocenę. Dziewczyny głośno dopingowały mnie jak i każdą inną. Ostatni woreczek już mam kłaść i upadłam rozpędzona na prawe kolano kładąc ten klocek w kółko. Przejechałam pół sali gimnastycznej na kolanach. Odwracam się, a ten głupi przedmiot wyleciał, bo odbił się od paneli. Myślałam, że mnie coś trafi, bo zamiast dostać szóstkę, dał mi czwórkę. To i tak najmniejsze co mnie spotkało, bo po chwili zaczęłam strasznie płakać z bólu kolana. Myślałam, że sobie zdarłam do krwi skórę z tego miejsca. Wieczorem dopiero zobaczyłam wielgachnego sińca na pół nogi i wszystko było jasne. Ale poprawiłam ocenę na piątkę i było wszystko super, no oprócz właśnie lekkiej rany.

Dlatego też to co mam na głowie, jest tylko 1/4 tego co miała rok temu na nodze..

1 komentarz

  1. Wena powróciła i to z mocnym kopniakiem!Super się czyta i nadrobiłam wszystko! ;) Zapraszam do mnie na kolejny i czekam na komentarze http://closetoeachother.blogspot.com/2015/12/rozdzia-ii.html

    OdpowiedzUsuń