sobota, 10 września 2016

Rozdział 12



-Wiem – wyszeptałam słysząc przeprosiny ze strony Chrisa. Z samego rana, kiedy tylko zaparkowałam pod swoją szkołą, stanął mi na drodze. Nie chciałam z nim rozmawiać, zaczęłam się bać. Ale wysłuchałam wszystkiego i z bólem, przebaczyłam mu. Nie do końca, bo wewnątrz wciąż czuje strach, lecz nienawidzę się kłócić. Brunet doskonale o tym wie, więc wykorzystuje moją naiwność.

-Kocham cię – podszedł bliżej i przytulił się do mnie. Odwzajemniłam uścisk, ale przerwał nam dzwonek. Ostatni tydzień w tej szkole. Trzeba się pouczyć do końca i mieć z głowy.

-Muszę iść – oznajmiłam odchodząc od niego. Jednak złapał mnie za nadgarstek, tym samym ruchem każąc mi stanąć. Westchnęłam i spojrzałam w jego oczy.

-Widzimy się potem?

-Po szkole jestem zajęta, może jutro dam radę...

-Unikasz mnie? Teraz tak będzie?! - podniósł ton głosu, więc wyszarpałam się i zrobiłam krok w tył. Dałam mu znak, że nie toleruje takiego czegoś. -Przepraszam, ja nie wiem co mam robić. Nie chcę cię stracić, a widzę co się dzieje..

-Chris, nic się nie dzieje. Po prostu za tydzień mam maturę, chcę ją dobrze napisać, tyle. - Odpowiedziałam patrząc na chłopaka. Pokiwał minimalnie głową. Chciałam już iść, móc zostać sama i z nikim nie rozmawiać.

-Okej, ale wieczorem przyjadę do ciebie – zrezygnowana tylko powiedziałam krótkie „dobra” i pobiegłam w stronę budynku. Kiedy drzwi się zamknęły, odetchnęłam. Coraz bardziej zaczyna mnie irytować. Po sobocie, między nami nie będzie rewelacyjnie. Nie wiem co musi zrobić, abym mu przebaczyła całkowicie. Będzie ciężko, a jeśli dalej będzie tak wybuchał.. Spotka nas niemiłe zakończenie.

Całe szczęście w klasie mogłam siedzieć i tylko słuchać. Przez cały dzień byłam nieprzytomna. Myślałam o sobocie, a jednocześnie niedzieli. Zdecydowanie ostatni dzień weekendu, przypadł mi do gustu. Nigdy nie spodziewałam się takiego wyjścia, jeszcze z taką osobą. Ale takie miłe zaskoczenia uwielbiam.

-Idziesz z nami na kawę? - spytał Justin wychodząc za mną ze szkoły.

-Dzięki, ale nie mam sił – odparłam posyłając mu przepraszający uśmiech. Odszedł ze smutną miną, ale zaraz obok mnie znalazł się Luke. Widział jaki mam humor, więc nie ryzykował podczas lekcji. Teraz chyba się stęsknił, bo stoi jakiś metr ode mnie nic nie mówiąc. Wzruszyłam ramionami i wskazałam na samochód. Skinął i ruszył do drzwi pasażera. Otworzyłam auto kluczem i oboje wsiedliśmy. Położyłam głowę na kierownicy czekając, aż o coś zapyta. Jednak on siedział cicho, dopóki się nie uspokoiłam. Oparłam się wygodnie o zagłówek, dając mu znak, że może już coś powiedzieć.

-Jak było w sobotę? Nic nie mówisz, do nikogo się nie odzywasz.. coś się wydarzyło?

Zamknęłam oczy próbując znaleźć odpowiednie słowa. Nie powiem całkowitej prawdy, owszem, chcę i to bardzo. Luke w moich oczach staje się być osobą, której mogę zaufać. A takich ludzi uwielbiam mieć wkoło siebie. Ale z drugiej strony, przestraszę go? Albo będzie chciał spotkać się z Chrisem, tego pragnę uniknąć. Nikt z moich przyjaciół nie wspomina dobrze takiego spotkania. Dosłownie nikt. Nie ważne kogo się zapytam, ktoś i tak musi skrytykować mój wybór.

-Po prostu pokłóciłam się z chłopakiem – wyszeptałam patrząc na niego – nie miałam nastroju na pogaduszki, a dziś rano przyszedł i...

-I straciłaś humor? - Kiwnęłam głową, a blondyn przejechał dłonią po moim ramieniu. Posłałam mu mały uśmiech i wróciłam chyba do siebie.

-Mój chłopak jest specyficzny – wypaliłam wkładając kluczyki do stacyjki – dlatego często psuje mi dzień.

Lucas zaśmiał się, dzięki czemu rozluźniłam się. Blondyn zaproponował wypad na lody. Nie chciałam się zgodzić, ale po namowie pękłam. Ruszyłam w stronę lodziarni, którą uważam za najlepszą. Kocham jeść tam każdy rodzaj lodów. Mam swoje ulubione, ale zawsze próbuję nowości.

Usiedliśmy przy stoliku, który zawsze zajmuję. Nie bywam tu codziennie,ale przynajmniej raz na dwa tygodnie. Z Clar lub rodzicami.

-Jeśli to twoja ulubiona lodziarnia, to wybieraj – podał mi kartkę, więc bez wahania zamówiłam nam dwa inne przysmaki. W międzyczasie, opowiedziałam Lukacowi o Chrisie. Nie wszystko, ale postanowiłam go wtajemniczyć w małym stopniu. Niech wie z kim się zadaje. To znaczy ja, to ja. Ale mam chłopaka, który nie jest dla każdego. Co ja mówię, on nie jest dla nikogo. Przecież Chris nie toleruję żadnych moich znajomych, a co dopiero moich kolegów. Ciężko jest mu zaakceptować, że mam znajomych nie tylko wśród dziewczyn. Od dziecka byłam wychowywana, żeby bawić się z każdym dzieckiem. Zostało mi to do dziś, i nie żałuję swoich wyborów. Jednego mogę bardzo żałować za jakiś czas, gdyż nie układa się nam jak wcześniej. Mam nadzieję, iż wszystko wróci i mój chłopak się poprawi. Jeśli zajdzie w nim chociaż malutka zmiana, będę szczęśliwa.

Kelner przyniósł nam pucharki z lodami, owocami oraz jakimiś innymi dodatkami. Luke zaklaskał widząc takie arcydzieła. Tal jak mówiłam, lubię tu przesiadywać i jeść. Potem się dziwie, że przytyłam, skoro żywię się w takich miejscach.

-Są genialne – ledwo zrozumiałam, przez ilość lodów w jego buzi. Wzięłam chusteczkę i wytarłam mu nos, gdzie znajdowała się mała ilość czekoladowych lodów. Puścił mi oczko, przez co go kopnęłam pod stołem.

-Poprawiłeś mój dzisiejszy dzień. - Oznajmiłam szeroko się uśmiechając.

-Polecam się na przyszłość. - Odparł ładując swoją łyżeczkę do mojego pucharka. Zrobiłam to samo, próbując jego deseru. Ja to jednak znam się na słodyczach.

-Odwieźć cię ? - Spytałam kończąc jeść.

-Jak chcesz – wzruszył ramionami.

Luke skończył pierwszy jeść i wyciągnął portfel. Pokręciłam głową, bo to ja chciałam zapłacić. Oczywiście mi nie pozwolił. Więc nie protestowałam, bo to nie ma sensu. Jak chłopak się uprze w sprawie płacenia, to niech już wyciąga pieniądze. Następnym razem ja postawie mu jakieś jedzenie.

Ruszyliśmy w kierunku jego domu. Na początku nie miałam pojęcia gdzie to jest, ale po chwili namysłu skojarzyłam. Nie wiedziałam, ze mój kolega mieszka na obrzeżach Londynu. Sądziłam, że mieszka bardziej w centrum, niż w oddali.

Musiałam przyciszyć radio, ze względu na skupienie. Natomiast nic mi to nie dało, bo słyszałam jak mój towarzysz, przyjemnie sobie nuci pod nosem. Zaczęło mnie to irytować, ale po chwili się rozkręcił. Chyba zapomniał o mnie, bo w samochodzie było słychać jego śpiew. Zaśmiałam się, na co przestał.

-Śpiewaj, miło się słucha – powiedziałam skręcając w odpowiednią uliczkę.

-To tutaj – blondyn wskazał na duży, pomarańczowy budynek. Zatrzymałam się tuż pod bramą. -Wejdziesz? Może jakaś herbata, kawa?

-Bardzo chętnie, ale chyba muszę wracać.

-Eve, nie daj się prosić – westchnęłam gasząc pojazd. Zaklaskał i wyszedł pierwszy. Dołączyłam do niego i po chwili znalazłam się na jego posesji. Musze przyznać, że nie jest jakaś malutka. Obok widać same bogate domy. Willa za willą. Rozglądałam się dookoła podziwiając ogród jego mamy, jak sądzę.

W środku ładnie wszystko urządzone, wysprzątane, a do tego byliśmy sami. Zastała nas głucha cisza, bo rodzice chłopaka, są w pracy do wieczora,

-Przynajmniej nie muszę siedzieć sam – oprowadził mnie po salonie – możesz iść gdzie chcesz, a ja przygotuje nam coś do picia.

Pokiwałam głową i poszłam na górę. Z ciekawości weszłam do pokoju, który był otwarty. Od razu rozpoznałam sypialnię Lucasa. Nie, żebym tu była wcześniej, albo się tym interesowała. Po prostu porozrzucane bokserki w Batmana, dają dużo do myślenia, Chyba, że jego tato takie lubi nosić. Wtedy mnie tu nie było.

Podniosłam parę fotografii, na których był wesoły Luke z rodzicami, oraz innymi dziećmi. Na jednej ścianie wisiał mały blondasek. Nie mogłam się powstrzymać, przed zrobieniem zdjęcia. Będzie pamiątka na jego urodziny.

Następnie zwiedziłam górny pokój gościnny, bo także był otwarty. Nie chciałam wchodzić, tam gdzie są zamknięte drzwi. To nie należy do dobrych manier, ani do mojego wychowania. Jakoś tak nie lubię szperać w czyiś rzeczach. Na dole zastał mnie piękny widok – czarne pianino. Z zaskoczenia musiałam go dotknąć. Nacisnęłam jeden klawisz, który doprowadził mnie do dreszczy. Tak za tym tęsknie. Przez te wszystkie zaliczenia, zaniedbałam lekcję gry na tym instrumencie. Korzystając z okazji, usiadłam na krzesełku i zagrałam parę nutek. Wciągnęłam się i nim się obejrzałam, już grałam swoje ulubione piosenki.

Z zamkniętymi oczami, czuje się jak w innym wymiarze. W swoim takim mały świecie, z muzyką i tym czego pragnę. Jedyne co mnie wybudziła z transu, to klaskanie. Wystraszona przerwałam podnosząc się w górę. Zauważyłam swojego kolegę, który stoi w przejściu i na mnie patrzy.

-Nie sądziłem, że jesteś tak dobra – wskazał bym szła za nim.

Znaleźliśmy się w kuchni, gdzie czekała na mnie zielona herbata. Zaskoczona wzięłam parę łyków.

-Skąd wiedziałeś?

-Intuicja mi podpowiadała – zaśmiał się pijąc swoją kawę – od kiedy grasz?

-Eee jakoś od dziecka. A ty?

-W tym roku minie 7 lat. - Uśmiechnął się pod nosem i wyjął wibrujący telefon z kieszeni. Odrzucił przychodzące połączenie. Aż sprawdziłam swoją komórkę, czy aby ktoś się do mnie nie dobijał. Bo wyciszyłam wszystkie możliwe dzwonki. Miałam jedno nieodebrane połączenie od Clar i wiadomość od swojego chłopaka.

Będę około 18 xx KC.

Przewróciłam oczami i wybrałam numer do przyjaciółki. Nie odbierała, więc zostawiłam jej wiadomość głosową. Jak dosłucha to oddzwoni, jeśli to coś ważnego.

**

-Na prawdę? - wybuchłam śmiechem, żegnając się z chłopakiem. Na sam koniec rozśmieszył mnie do bólu brzucha. Spędziliśmy wspólnie parę ładnych godzin, aż zaczęła się zbliżać godzina spotkania z Chrisem. Musiałam jechać.

-Musimy kiedyś tam pojechać – pokiwałam głową, bo to dobry pomysł. Wesołe miasteczko zawsze jest czymś ciekawym. Szczególnie jak słyszy się takie historie.

Przytuliłam blondyna i wsiadłam do swojego samochodu. Wycofałam i ruszyłam do przodu. Musze gdzieś zakręcić i wjechać na główną. Jedyną możliwa opcją było podjechanie pod czyjąś bramę. Szybko nakręciłam i odjeżdżając musiałam się minąć z innym pojazdem. Za kółkiem siedział Zayn. Zdziwiona zaczesałam włosy do tyłu. Mężczyzna był tak samo zdezorientowany jak ja. Malik pomachał do mnie, na co odpowiedziałam tym samym. Najwidoczniej trafiłam do miejsca jego zamieszkania, lub to czysty przypadek.

Wreszcie dotarłam do domu. Oczywiście zajęło mi to trochę, przez korki. Christian stał już pod bramą z bukietem kwiatów. Otworzyłam bramę pilotem i wjechałam pod dom.

-Hej, przepraszam za spóźnienie – zaczęłam się tłumaczyć, jednocześnie próbując znaleźć klucze od domu – jeszcze te korki. Ehhh..

-A gdzie byłaś tyle czasu? - Zapytał łapiąc mnie za rękę, żebym się uspokoiła.

-Eee – zawahałam się otwierając dom – mój kolega zaprosił mnie do siebie. Więc siedzieliśmy rozmawiając u niego.

Jego twarz przybrała złą minę. Nie lubię jej, bo zaraz zacznie się kłótnia, albo krzyki.

-Więc wolałaś siedzieć z jakimś fagasem, niż spotkać się ze mną?!

To się zaczęło. Który to już raz? Ahhh..

-To jest mój kolega. Przepraszam jeśli to coś złego, że spędzam z nim czas. Ale najwidoczniej nie potrafisz zaakceptować faktu, że mogę mieć znajomych płci męskiej. - Poczułam na swoim policzku mocne pieczenie. Złapałam się za to miejsce i spojrzałam na osobę, która za tym stoi. Nie krzyknął. Nie złapał mnie mocniej. Nic nie kazał mi robić. Ale wykonał coś, czego się nie spodziewałam. W moich oczach został nikim. Zebrały mi się łzy, którym pozwoliłam wypłynąć.


-Eve – wyszeptał – ja-a.. sprowokowałaś mnie ii..

-Nie wierzę – pokręciłam głową – a ty dalej swoje.

-Kotek, daj spokój..

-Daj spokój?! Słyszy siebie?! - prychnęłam łapiąc się za głowę – nie mów już tak do mnie, okej? Między nami koniec. Podziękuj samemu sobie, kotek.

Chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale uniemożliwił mi to. Nie chciałam się z nim siłować, bo przez łzy nic nie widziałam, a do tego straciłam siły.

-Nie wiesz co mówisz, jesteś w szoku. - Wybuchnął nagłym śmiechem, co mnie przeraziło. - Ochłoń i jutro pogadamy. Kocham cię skarbie, nie możesz odejść, po prostu nie możesz – nachylił się chcąc mnie pocałować. Odsunęłam się i zatrzasnęłam drzwi. Przekręciłam klucz, mając nadzieję, że odejdzie. Natomiast on zaczął walić ręką po oknach i drzwiach. Przerażona wykręciłam numer co Clari. Nie odbierała, więc kolejną osobą był Lucas.

-Jus tęsknisz? - spytał odbierając telefon.

-Luke – wytarłam pojedynczą łzę – możesz przyjechać do mnie? Proszę..

-Co się stało? - widziałam jego przerażenie, ale też usłyszałam jak zbiega po schodach.

-Proszę, wytłumaczę ci jak będziesz..

Usiadłam pod wejściem bezradna. Płakałam i cały czas widziałam, ten moment w swojej głowie. Chciałam się uspokoić, lecz chłopak dalej stał pod moim domem, próbując wywołać mnie na zewnątrz. Oczywiście zatkałam uszy dłońmi, błagając, aby przestał i zniknął. Kocham go, kochałam go.. sama już nie wiem. Mogłabym mu dużo wybaczyć, jednak to było już za dużo jak na mnie. Nigdy nie posądzałam go o takie coś. Wiem, że Chris jest wybuchowy, nerwowy, ale jego ręka nie wylądowała na moim ciele, ani razu...

Załamana podniosłam się, słysząc domofon. Zaglądnęłam za okno, gdzie zauważyłam obcy samochód. Otworzyłam bramę i dom. Czekałam na schodach, aż Luke przyjdzie. Niepewnie wszedł do środka, cały zdyszany. Widząc mnie, stanął w miejscu rozglądając się.

Wstałam i mocno go przytuliłam. Gładził moje plecy, i coś szeptał pod nosem. Zaciskając wargi, starałam się zapanować nad łzami. Dalej sobie pojedyncze wypływały, nawet jak jego już nie było. Poszedł sobie jakoś przed Lucasem. Całe szczęście..

-Co się stało? - Odsunęłam się i wróciłam na schody. Usiadłam podkurczając nogi. Wskazałam na swój policzek, który jest jeszcze zaczerwieniony. Blondyn przejechał ręką po nim. Spojrzał mi w oczy, a ja pokiwałam.

-Zerwałam z chłopakiem – wyszeptałam, próbując się uśmiechnąć.

-Nie wierzę – pokręcił głową. Oparłam się o jego bark. Właśnie teraz potrzebuje czyjegoś wsparcia. Chciałabym, aby to Clar tu siedziała ze mną, jednak nie odbiera. Więc moje zaufanie do Lucasa wzrasta coraz bardziej, ze spotkania na spotkanie.

Jestem na skraju załamania, więc pewnie opowiem mojemu towarzyszowi, w jakim związku żyje od jakiegoś czasu..

*

-Nie chcę cię zostawiać – spróbował się podnieść, ale moje ciało mu uniemożliwiło.

Leżałam na nim od godziny, wycierając oczy i opowiadając wszystko od początku, aż do dnia dzisiejszego. Oczywiście musiał złożyć przysięgnę, na małego paluszka.

-Moi rodzice zaraz wracają – spojrzałam na zegarek. Dochodzi 20, więc właśnie wsiadają do samochodów. -Będzie niezręcznie, jak cię tu zastają o tej porze.

-Lepiej, żebym był to ja niż ten chuj. - Stwierdził tym razem już wstając. Wysmarkałam nos i wstałam za nim. Za szybko się podniosłam, ponieważ o razu wróciłam na poprzednie miejsce, łapiąc się za głowę. Czarny obraz wszędzie. Duży oddech i ponowna próba. Niezgrabnie odnalazłam kapcie i ruszyłam na dół. Nie chcę wiedzieć, jak bardzo źle wyglądam.

Podkrążone oczy, czerwony nos, rozwalone włosy i cała w dresie. Obserwowałam na siedząco jak Luke ubiera buty i kurtkę. Nie śpieszył się. Pociągałam nosem co chwilę. Kiedy już się zebrał wstałam i go przytuliłam. Poczułam jak mocno owija swoje ręce, wokół mojego słabego ciała.

-Dziękuje – wyszeptałam robiąc krok w tył.

-To ja dziękuje, że mi zaufałaś.

Zamknęłam drzwi za nim na klucz, tak samo postąpiłam z bramką, jak tylko opuścił moje podwórko.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić, poszłam do kuchni. Najlepszym pomysłem jest gorąca herbata z cytryną, oraz prysznic. Najpierw picie, a potem mogę pójść się wymyć z tego dnia. W międzyczasie próbowałam dzwonić do przyjaciółki, jednak dalej nie odbierała, zostawiłam jej kilka wiadomości. Może jak odsłucha to przyjedzie do mnie. A tymczasem posiedzę sama, czekając na rodziców. Jutro nie wiem czy pojadę do szkoły. Znając życie, Christian będzie czekał na mnie. A nie chcę go spotkać, a już na pewno z nim rozmawiać. Poproszę Lucasa, żeby przyjechał po mnie. Myślę, że się zgodzi na niańczenie mnie przez pewien czas.

Kocham siedzieć na parapecie i obserwować miasto. Moje ulubione zajęcie, kiedy nie mam humoru na nic. A dziś właśnie tak jest, po prostu mam dość wszystkiego i wszystkich. I jeszcze herbata mi się skończyła, cudownie.. Wstałam z miejsca, okryta kocem i szurając nogami kierowałam się do łazienki. Nie patrząc w lustro, pozbyłam się ubrań i weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę, zatrzymując się w miejscu. Spłukiwałam z siebie wspomnienia dzisiejszego dnia...
.....
Hejka xx Przeprasza za opóźnienie, aż takie duże ;-; Ale szkoła się zaczęła.. co tu innego napisać.. Rozszerzenie z biologii i chemii nie jest łatwiutkie, więc poświęcam dużo na naukę ; <
Więc wybaczcie, jeśli będę dawała z takimi opóźnianiami ;cc
Ale nigdy nie zapomnę o rozdziale, obiecuje xx
Boże... dziś jest pechowy dzień w połowie.. telefon pierwszy raz upadł mi tak, że do połowy się rozlał.. Już kiedyś miał zderzenia z ziemią, nawet z 20 metrów mi spadł i nic. A dziś taki nieszczęśliwy traf...
Ahhhh.. a  co u was? Jak sql ? :3
Buziaki ; ****

1 komentarz

  1. W końcu rozdział *-* Nie będę bić za opóźnienie xd Rozumiem jak to jest ze szkołą, bo sama muszę się teraz dwa razy więcej uczyć języków i historii. Jedynie moja klasa utrzymuje mnie przy życiu xd Będę to pisać tak długo, aż popadniesz w samozachwyt, ale świetnie piszesz. Można czytać twoje rozdziały po kilka razy ;3 Liczę na szybkiego next'a i dużo, dużo pana Zayna 😍😍😍 Wiadro weny (xd) i powodzenia w szkole :**

    OdpowiedzUsuń