niedziela, 23 października 2016

Rozdział 14


Moje ręce od jakiś 10 minut drżą, bo chłopak się spóźnia, a ja wolałabym już tam jechać. Jeszcze parę minut temu walczyłam ze sobą, żeby nie odwołać wszystkiego. Mój humor cały czas skacze i raz mam ochotę wyjść z domu, a potem wolałabym płakać pod kocem, zajadając się słodyczami. Nie mogę się zdecydować co dokładnie chcę.
Tak samo było z moim ubiorem. Na początku myślałam o spodniach i czymś normalnym, lecz po zastanowieniu się jednak weszłam w sukienkę. Skusiłam się też na beżowe szpilki i do tego ciemny płaszczyk. Mam nadzieję, że tym razem kolacja, to będzie naprawdę zwykłe spotkanie, bez atrakcji w postaci kręgli. Ponieważ teraz to bym mogła się zabić, w takim stroju biegając z kulą.
Moją uwagę zwróciły światła pod bramą. Po chwili usłyszałam domofon, więc byłam pewna, że muszę już iść. Zostawiłam jedno światło i zamknęłam dom na klucz. Jest już szaro i bezdeszczowo. Taką pogodę lubię.

Robiłam małe kroki, ze względu na kostkę brukową i obcasy. Wolę się nie wywrócić tuż przed mężczyzną.

Podchodząc do wyjścia, z samochodu wyszedł On. Ubrany w garnitur obszedł pojazd i witając się ze mną buziakiem w policzek, otworzył drzwi.

-Dziękuje – wyszeptałam znajdując się w środku. Musiałam podskoczyć, bo najwidoczniej szatyn nie pomyślał o moich butach, i przyjechałam terenowym, wysokim samochodem. Jak dobrze widziałam, jest to Dodge Ram. Pokręciłam się na siedzenia, aż znalazłam odpowiednie miejsce. Zapięłam pas i odwróciłam wzrok w bok.

-Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem zostać dłużej w firmie. - Spojrzałam na niego kątem oka. Był skupiony na wyjechaniu z naszej uliczki.

-Nic się stało – odpowiedziałam wracając do widoku za bocznym oknem. Nagle zachciało mi się płakać, tak po prostu. Albo moja psychika mi płata figle, albo to miesiączka nadchodzi, a wraz z nią wahania nastroju. Gorzej niż kobieta w ciąży. Zacisnęłam mocno powieki, aby tylko się nie rozkleić.

Myśl o ulubionym serialu, Dean i Sam....

Od razu mi się poprawiło widząc w myślach, jednego z głównych bohaterów bez koszulki. Czułam jak Zayn wywierca dziurę w mojej głowie, za każdym razem kiedy stajemy na czerwonych światłach. Chciałam już dojechać na miejsce, ale najwidoczniej mój fart się wyczerpał na jakiś czas.
-Coś się stało? Jesteś taka nieobecna – usłyszałam kiedy podjechaliśmy pod restaurację. Przygryzłam dolną wargę, nie wiedząc co mam powiedzieć. Przecież tak od razu nie mogę wypalić, że zerwałam z chłopakiem. To jak akt desperacji z mojej strony.
-Nie mam sił, aby o tym teraz rozmawiać.
-Rozumiem, nie naciskam – Wysiadł z auta i pomógł mi wyjść. Jakiś młody chłopak wziął od Zayna kluczyki i odjechał autem na parking. Złapałam się jego ramienia, żeby się nie potknąć.
-Tym razem nie ma żadnych niespodzianek? - Spytałam ściągając płaszcz. Szatyn zaśmiał się pomagając mi.

-Jeśli chcesz, to mogę coś załatwić. - Puścił mi oczko, a następnie podał kelnerowi swoje nazwisko.
-Proszę tędy – starszy pan skierował nas na wielką salę. Przeszliśmy kawałek, aby znaleźć się przy najlepszym stoliku w tym lokalu. Świece, kwiaty, piękny widok na miasto, oraz jest to taki cichy zakątek, bez ludzi obok nas.
-Podoba się? - Skinęłam głową oglądając pomieszczenie. Byłam tutaj raz z rodzicami na imieninach taty, ale nie przy tym stoliku. Dlatego jestem mile zaskoczona. Skoro tak wygląda kolacja z Zaynem Malikiem, to ja się pisze na więcej takich wyjść.
-Jeśli będą państwo czegoś potrzebować, proszę nacisnąć guzik – kelner zostawił nam na stole pilota, z jednym guzikiem. Zaśmiałam się oglądając przycisk.
-Tak bardzo śmieszy cię czerwony guzik? - Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Pokręciłam głową odstawiając przedmiot na stolik.

-Po prostu, czuje się jak księżniczka na kolacji w zamku, a to – wskazałam na małą rzecz – sprawia, że jestem w jakimś science-fiction.
-Cóż, muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawe porównanie – uśmiechnął się – jak to psuje twoją wizję bajki, to możemy zmienić lokal, na bardziej bajkowy? 

Uniosłam w górę brew i wybuchłam śmiechem. Chłopak po chwili dołączył do mnie.
-Aż tak źle nie jest – skomentowałam biorąc kartę menu. Otworzyłam ją i zaczęłam szukać czegoś, na co mam ochotę. Przystawki, dania główne, desery, alkohole i wiele innych. Po przejrzeniu wszystkiego, nabrałam ochoty na makaron z sosem serowym, a do picia chyba zostanę przy tym, co wybierze mój towarzysz. Może będzie to coś wytrawnego, bo jak nie, to zostaję przy zielonej herbacie.

-Wybrałaś?
-Tak – podsunął mi małe urządzenie, które z szerokim uśmiechem wcisnęłam. Szatyn pokręcił głową, widząc moje zadowolenie z wykonywanej czynności. Przyszedł do nas ten sam mężczyzna, który nas tutaj zaczął obsługiwać. Złożyłam swoje zamówienie, a potem zrobił to mój partner.

-Evelyn, czy masz ochotę na jakieś wino?
-Jeśli wybierzesz coś dobrego, to czemu nie – usłyszałam tylko jeden z lepszych roczników i kelner odszedł zostawiając nas samych. Sprawdziłam z przyzwyczajenia telefon, gdzie oczywiście miałam kilka wiadomości od Clari. Pytała czy wyszłam na tą kolację oraz czy żyję, bo nie odpisuje od jakiegoś czasu. Zaśmiałam się i odpisałam. Dwie godziny niepełne ciszy, a ta już wpada w panikę. Zresztą nie dziwię się..

-Przepraszam, ale przyjaciółka się o mnie martwi – usprawiedliwiłam się widząc, jak Mulat mi się przygląda.
-A ma powody? - Zapytał biorąc łyk białego wina, które nie wiem skąd się tutaj wzięło.
-Nie, po prostu po ostatnim wydarzeniu zaczęła się o mnie bać – westchnęłam odkładając na stół telefon. - Może po kilku kieliszkach wina, będę w stanie ci o tym opowiedzieć.
-Mam taką nadzieję – posłał mi zniewalający uśmiech, który zapakowała bym w ozdobną ramkę. Jeśli są jakiś ankiety o najpiękniejszy męski uśmiech, to jego dla mnie wygrywa wszystkie pierwsze miejsca.

**

-Było pyszne – oparłam się najedzona o oparcie, aby odetchnąć po posiłku. Za nami już trzeci kieliszek białego nieba, a mi buzia zaczyna się otwierać na wszystkie strony. Mam ochotę gadać i nie przestawać, chociaż wiem jak to może zanudzić chłopaka.
-Mów dalej, co to było w tym przedszkolu? Jakaś ruda dziewczyna zabrała ci kanapkę? - wybuchnął śmiechem widząc moje zażenowanie. Spuściłam wzrok na swoje ręce, czując jak gorąco wychodzi na moje poliki.
-To nie moja wina, że jako małe dziecko byłam nieśmiała – odparłam wachlując się. Zayn wstał i otworzył obok nas okno, dzięki któremu poczułam świeże powietrze. Od razu lepiej zaczęło się oddychać i siedzieć.
-Nie zaprzeczam widząc cię teraz – postukał palcem wskazującym po brodzie – masz rodzinę gdzieś poza Londynem?
-Piszesz o mnie książkę? - zapytałam, ale pytanie wróciło do mnie, tak jakby nie chciał go usłyszeć. Wzruszyłam ramionami i zastanowiłam się chwilę nad swoją rodziną.
-W Anglii jesteśmy porozjeżdżani, ogólnie też w innych częściach świata. Więc moja rodzina jest spora i nie tylko tutaj w centrum.
-To podobnie do mojej – uniósł szklane naczynie w górę – wypijmy za poznanie i nasze rodziny.- Stuknęłam się z nim i upiłam duży łyk.
-Może teraz ty mi coś powiesz? Bo jak dalej pozwolisz mi mówić, skończy się to zaśnięciem – zachichotałam poprawiając kosmyk włosów.

-W moim zawodzie, nawet w najnudniejszych chwilach nie mogę zasnąć, więc jestem przyzwyczajony..
-Czy ty właśnie mnie obraziłeś? - Zadziwił mnie w tym momencie. Niby taki elokwentny, ale co do czego to widać w nim jakiś zarys życia towarzyskiego.
-Nie, nie miałem tego na celu – zmrużyłam oczy i pokręciłam głową, powstrzymując śmiech i kąśliwy komentarz.
-Ale mimo wszystko, chciałabym coś się o tobie dowiedzieć. Masz rodzeństwo? - Pierwsze pytanie jakie mi przyszło do głowy.. żenujące Eve. Najwidoczniej alkohol w dużych ilościach mi szkodzi, może dlatego, że nie spożywam go za często.

-Owszem, mam młodszą siostrę. Z tego co widzę, dogadałybyście się – z jednej strony wzięłam to za komplement, ale z drugiej wiedziałam, że Zayn uważa mnie teraz za rozgadaną nastolatkę. Może powinnam to zmienić? Tylko nie mam teraz tego na uwadze, pewnie kiedyś się postaram naprawić złą, jeśli taka jest, opinię na swój temat. Chociaż widząc jego szeroki uśmiech i szeroko otwarte oczy, podczas opowiadania, myślę iż nie jest tak tragicznie. Inaczej pewnie by sobie poszedł, albo zaproponował odwózkę do domu. A to się nie dzieje, więc ja nie muszę się martwić powrotem do pustego domu...
-Byłeś tam w tym samym czasie co ja – zauważyłam podczas jednej z wakacyjnych historii. Spędzanie dwóch tygodni na Dominikanie to najpiękniejsze chwile jednych z wielu wyjazdów.
-Widzisz? Nasze spotkanie to musi być przeznaczenie.
-Też tak myślę – zapatrzyłam się w jego oczy, aż w końcu spuściłam wzrok i się odsunęłam. Na wytłumaczenie nacisnęłam telefon, aby sprawdzić godzinę.
-Jesteśmy tutaj dobre 4 godziny – pokazałam mu swoją komórkę.
-Jak dobrze się z kimś rozmawia, to tak się właśnie kończy – poprawił swoją marynarkę – to co, zbieramy się?
-Jasne, rodziców nie ma więc nie muszę się martwić żadnym spóźnieniem – odparłam wstając i przy pomocy Mulata nałożyłam swój płaszczyk. Nawet nie wyciągałam portfelu, bo już widziałam jak na mnie spogląda, kiedy otwieram torebkę. Pokazałam mu tylko, że chowam telefon.

-Masz coś przeciwko odwózki, przeze mnie? Nie wypiłem za dużo i czuję się dobrze.
-Skoro tak twierdzisz, to ja nie mam nic przeciwko – wyszłam na chłód – Boże, jak zimno.

Opatuliłam się szczelniej i szłam obok Zayna. Całe szczęście nasze auto podjechało po chwili pod wejście do restauracji, a w środku było cieplutko. Zapięłam pas i się odprężyłam. Wracam do pustego domu, gdzie pewnie jest zimno, a ja marzę tylko o spaniu. Najwyżej rozpalę w kominku i pójdę się położyć. Przynajmniej wieczór mile spędziłam, i całe szczęście nie odwołałam tej kolacji. Clari czasem ma rację, jestem w szoku, ale zdarza się jej.
-Pamiętasz jak ci nie chciałam powiedzieć, co się tak na prawdę stało?
-Pamiętam.
-Chyba zyskałeś moje zaufanie w jakimś stopniu – przerwałam odwracając wzrok i spojrzałam na niego. Siedział nie zmieniając swojej pozycji, wpatrując się w przednią szybę. - Może dla ciebie jest to błahostka, ale zerwałam z chłopakiem, a do tego jestem dziś sama w domu. Wszystko tak nagle na mnie spada i matura już w tym tygodniu. Po prostu cudownie się czuje.

Jestem tak bardzo głupia? Nigdy w życiu, nie zdarzyło mi się wygadać tak szczerze, przed osobą, która niedawno poznałam. Poczułam, że zaczynam go lubić i ufać, dokładnie jak w sytuacji z Lucasem. Zatkałam dłonią usta, zdając sobie z tego wszystkie sprawę.
-Przepraszam, bardzo przepraszam – ciemność mi sprzyja, bo chłopak nie widzi rumieńców powstałych wskutek wstydu – nie wiem co mi odbiło.

Poczułam jak jego ręka wędruje na moje udo. Zacisnął ją, próbując mnie uspokoić. Potrząsnęłam zdesperowana głową, powstrzymując łzy, które z tego wszystkiego nagle sobie przypomniały o moim humorku.
-Evelyn, nic nie zrobiłaś źle. Nie musisz przepraszać, za wygadanie się. Jestem człowiekiem, a nie tylko maszyną biznesową, wiem na czym polega normalność. A wiedz, że zapunktowałaś u mnie, za taką szczerość po kilku spotkaniach.
Zdezorientowana otarłam jedną samotną łezkę. Położyłam rękę na jego ręce i uśmiechnęłam się w ciemności. Odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam w bok. Dostrzegłam, że stoimy pod moja posiadłością. Widząc pusty dom, nie miałam ochoty tam iść.

-Może chcesz wejść?

**Oczami Zayna**

Nie przepadam za dziewczynami, które mi się żalą na dzień dobry. Ale z nią jest jakoś inaczej, tak jakbym ją znał od dawna, i wiem co mnie czeka. A także mam wewnętrzne pragnienie, wysłuchania jej i pomagania. O co by nie poprosiła, powinienem się zgodzić. Ma coś w sobie czarującego, co mnie przyciąga, a już sądziłem, że żadna dziewczyna na świecie nie jest w stanie tak na mnie zadziałać.
Nie chciałem wchodzić, wiedząc że jest sama w domu. Większość takich spotkań kończy się jednoznacznie, jeśli chodzi o mnie.
-Eee – za jąkałem się patrząc w jej oczy – jeśli zrobisz mi mocną kawę.
-Najmocniejszą jaką mam – odpowiedziała i wyszła z samochodu. Zgasiłem pojazd głośno wypuszczając powietrze.

-Żebyś tego nie żałował – wyszeptałem wychodząc na zewnątrz do blondynki. Zamknąłem swoje cacuszko i bramę za nami. Pierwszy raz tu jestem, więc szedłem tuż za dziewczyną. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami, żeby Evelyn mogła odnaleźć w torebce klucze. Zajęło to chwilę, ze względu na damskie torebki. Nie wiem co w nich jest, ale moja mama i siostra też nic nie mogą tam znaleźć.
-Na reszcie – usłyszałem i ujrzałem środek domu. Blondynka pozapalała wszędzie światła i kazała mi się rozgościć. Odwiesiłem marynarkę na wieszak i poluzowałem krawat, zawsze to robię, gdy jestem w domu. To już taki zwyczaj, że mogę odetchnąć, kiedy nikt na mnie nie patrzy. Brakuje mi tu tylko mojego psa i dosłownie jak u siebie.
-Nie masz zwierzaka? - Spytałem zatrzymując się przy jednej ze ścian, gdzie wiszą dyplomy i kilka nagród. Coś jak u moich rodziców. Tam też w każdym możliwym miejscu, znajdują się nasze nagrody ze szkół i studiów.
-Niestety, chciałam mieć pieska, ale tato nie przepada – wyłoniła się z innego pokoju- zapraszam na kawę.
-Już pędzę – odpowiedziałem posyłając jej szeroki uśmiech. Czuję jak zaczyna mi się chcieć spać. Mam nadzieję, że kawa jak zawsze, postawi mnie na nogi i spokojnie wrócę do domu. Całe szczęście jutro pośpię godzinę dłużej, bo przełożyli mi spotkanie z klientem. Czasem opłaca się mieć spotkania z kimś, kto mieszka bardzo daleko i opóźni się z przylotem.

Wszedłem do kuchni, a tam czekała już na mnie Eve z dwoma napojami.
-Musisz sobie sam posłodzić – podała cukierniczkę i łyżeczkę. Sama natomiast upiła łyk, jak zdążyłem zauważyć herbaty.
-Dziękuje – pomieszałem dwa razy w prawo i lewo. Dopiero po tym mogłem spróbować – faktycznie mocna – zachichotała obserwując mój każdy ruch.
-A ty masz jakiegoś psa? Albo inne zwierzątko?
-Nie wyobrażam sobie życia, bez takiego przyjaciela – wyciągnąłem telefon i po wpisaniu hasła pokazałem jej swoją tapetę.
-Jaki słodki – skomentowała zabierając mi komórkę – mogłabym go głaskać i nawet z nim spać.
-Niestety, nie da się z nim spać, bo chcę przejąć całe łóżko.
-Ktoś duży, potrzebuje dużo miejsca – wzruszyła zabawnie ramionami. Moją uwagę zwróciła żarówka, która zaczęła nagle dziwnie mrugać, a po chwili za oknem ujrzeliśmy błysk.

-Nie wierzę – wyszeptała podchodząc i wyglądając dokładnie za okno – jakby nie mogło być burzy jutro..

-Boisz się? - Prychnąłem przypominając sobie reakcję mojej siostry, na burze. Piszczała i płakała pod kołdrą, dopóki się z nią nie położyłem. Byłem jej takim stróżem podczas wyładowań atmosferycznych. Teraz mimo wyprowadzki, to muszę się opiekować Rokim, bo jak na psa przystało – boi się strasznie huków i błysków.
-Nie tak bardzo, żeby płakać, ale boje się ciemności. A pewnie za niedługo wyłączą prąd – przeraziła się i rozpoczęła szperanie po półkach. Wyciągnęła parę świeczek i zaczęła je po kolei odpalać.
-Dlaczego wy, dziewczyny tak boicie się prawie wszystkiego? - Pomogłem jej z kilkoma i porozstawiałem po pomieszczeniu.
-Też tego nie rozumiem, ale pająki, ciemność i duchy. To chyba najgorsze możliwe moje fobie – odparła z poważnym wyrazem twarzy.
Za oknem ponownie coś błysnęło i tym razem doszedł huk. Evelyn podskoczyła, a światło momentalnie zostało odłączone.
-Świetnie – wyszeptała – przepraszam cię za to, ale jak chcesz możesz wracać do siebie..

W sumie nie wiedziałem co mam zrobić. Z jednej strony mógłbym jechać i iść spać, ale z drugiej wiem, że jest sama i nie poprosi mnie o zostanie, bo to zbyt oczywiste. Ona nie jest do tego zdolna.
-Nie chcę, żebyś źle mnie odebrała, ale może mógłbym u ciebie zostać?
-Emm..
-Po prostu coś mi podpowiada, żebym cię nie zostawiał – powiedziałem zgodnie z prawdą sprawdzając godzinę. Jest akurat czas na położenie się spać.
-Nawet jakbyś miał spać w moim pokoju? Mam duże łóżko – przerwała najwidoczniej się pesząc. Urocze.
-Jeśli ty nie masz nic przeciwko, to ja tym bardziej.

Zaprowadziła mnie do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic i ubrałem jakąś bluzkę, którą mi dała. Chyba jej taty, skoro taka wielka i męskiego kroju. Ciężko było przy świeczkach cokolwiek znaleźć, ale jakoś dałem radę. Odświeżony wszedłem do pokoju, który mi wcześniej wskazała, jako swoją sypialnię. Stała w koszulce i nakładała spodnie. Zakryła się widząc mnie w progu.

-Przepraszam! - Odwróciłem się mówiąc, że nic nie widziałem. Prawda jest taka, że jest ciemno, więc na prawdę nic nie widziałem oprócz białej koszulki.
-Tak zawsze się mówi – usłyszałem sarkazm i nie mogłem się nie zaśmiać.- Już.

Zamknąłem za sobą drzwi i po omacku znalazłem się blisko łóżka. Ciuchy ułożyłem na ziemi obok, a telefon na szafce nocnej. Usiałem i poczułem bardzo miękki materac. Nie kłamała mówiąc, że ma duże łóżko. Na prawdę pomieści się tu kilka osób.
-Dobranoc – uszyłem gdzieś obok siebie.
-Dobranoc – odpowiedziałem obracając się na lewy bok. Zamknąłem oczy i próbowałem jak najszybciej zasnąć, żeby nie myśleć o swoim psie, który pewnie umiera ze strachu. Nagle coś uderzyło blisko nas, a moja „współlokatorka” podskoczyła.
-A może jednak pogadasz ze mną? - spytała przysuwając się bliżej. Poczułem zapach jej włosów i dostrzegłem niebieskie oczy.
-O czym tylko chcesz – ziewnąłem i kładąc się na plecach słuchałem monologu Evelyn...
.....................
Hej!
Wreszcie uporałam się z rozdziałem... był dla mnie jakiś taki ciężki, bo nie chciałam przesadzić, ani też ograniczyć się za bardzo ;-; wyszło co wyszło, chyba może być xdd Dajcie znać co sądzicie, wtedy będę wiedziała w jaką stronę się kierować. Bo ja już bym chciała tak rozdziałów kilka do przodu, żeby było super tak jak sobie to wyobrażam ! aaaa.... No cóż małymi kroczkami do celu <3
Co następnego! <33