-Tak to ja – odpowiedziałam mężczyźnie, którego nie posądzałam o uprawianie publicznie sportu.
-Cóż za
spotkanie – podbiegł do nas, a następnie zjechał wzrokiem po
Lucasie. Dlaczego kiedy nie chcę mieć problemów, one same do mnie
przychodzą?
-Nie sądziłam,
że ważni biznesmeni biegają – jego oczy wróciły na moją
postać.
-Nie wszyscy są
tacy sami – odpowiedział wypalając mi dziurę, tymi swoimi
idealnymi czekoladowymi tęczówkami.
Poczułam nagłe
szturchnięcie w ramię, na co odruchowo potrząsnęłam głową
patrząc na Lucasa. Uniósł brew, czekając na moją reakcje.
Oczywiście mój mózg trochę wolno buforuje, więc minęło parę
sekund, aż oprzytomniałam.
-Luke to jest
Zayn Malik, a to mój kolega z klasy Luke – wskazałam na obojga
mężczyzn, którzy wymienili się uściskiem dłoni. Na początku
wyglądało to bezpiecznie, ale w końcu to mężczyźni, a z nimi
nigdy nic nie wiadomo.
-Miło było
się spotkać, ale obowiązki wzywają – pokiwałam głową, a
następnie posłałam mu uśmiech.
-Do zobaczenia!
- krzyknęłam odwracając się w drugą stronę i zabierając
blondyna ze sobą.
-Mamy uciekać?
- wyszeptał kiedy odwracałam się nerwowo by sprawdzić, czy aby na
pewno Zayn Malik oddalił się od nas.
-Coś w tym
stylu – zatrzymałam się obok jednej z ławek- po prostu moi
rodzice są na niego cięci, i zabraniają mi z nim rozmawiać.
Chociaż go nie znają – oznajmiłam widząc jego zakłopotanie.
Chyba od początku mogłam być z nim bardziej szczera. Jednak teraz
nie mogę wypalić z tekstem typu „ Wiesz, bo mój chłopak
nienawidzi kiedy jestem z innymi chłopakami, więc muszę ukrywać
naszą znajomość” Takie coś nie przejdzie najlepiej. Ja sama
słysząc takie słowa, uciekałabym jak najdalej. Może nadejdzie
taki dzień, że powiem mu o Chrisie i jakoś to zrozumie, bo inaczej
nie będzie między nami czegoś w stylu przyjaźni.
-Powiedzmy, że
rozumiem wszystko. Czy mam się teraz bać pokazać twoim rodzicom na
oczy? - puścił mi oczko poprawiając swojego kolczyka w wardze.
Rozśmieszył mnie ten gest, a dodatkowo uderzyłam go w ramię.
-Mniej gadania
więcej biegania – wróciłam do poprzedniej czynności starając
się być już w domu. Jutro czwartek czyli coraz bliżej weekendu.
**
-Długo was nie
było – powiedziałam przy porannym posiłku z rodzicami. Wczoraj
jak wróciłam ich dalej nie było. Zaczynałam się martwić, ale
zdałam sobie sprawę, że w pracy na pewno musieli zostać po
godzinach, lub po prostu pojechali na romantyczną kolację we dwoje.
A tego im potrzeba, bo w domu rzadko się widują, a bliskości
między nimi już dawno nie było.
-Skarbie,
musieliśmy pomóc naszym znajomym przy zakupach na sobotę. W końcu
jesteśmy z nimi bardzo blisko, więc pomocna dłoń zawsze się
przydaje – odparł mój ojciec biorąc do reki kubek z kawą. Mama
tylko pokiwała głową jedząc płatki owsiane. Westchnęłam
zajmując się także swoim śniadaniem. Jakoś nie mam ochoty iść
na ten „bal” w sobotę, ale skoro się umówiłam z Chrisem, to
nie wypada tak go wystawiać teraz. Tylko sumie to ja go zaprosiłam,
czyli wystawienie nie działa w tą stronę. Nie ważne, muszę iść
dziś kupić sukienkę, bo nie mam nic nowego. To znaczy mam mnóstwo
sukienek, ale na taką okazję muszę sobie kupić nową. Po prostu
uwielbiam sukienki i kiedy mam okazję to korzystam by mieć ich
więcej.
-Kochanie dziś
musisz zjeść na mieście, bo Isabella ma wolne – mama złapała
mnie za rękę, żebym spojrzała na nią. Pokiwałam głową kończąc
kanapkę i wstając od stołu podziękowałam. Odniosłam po sobie
talerzyk oraz kubek. Skoro Isabella ma dziś wolne, to nasza kuchnia
będzie istnym pobojowiskiem.
Wyszłam na
dwór biorąc plecak i kluczyki do swojego autka, które czekało na
mnie już przy bramie. Słoneczko dziś pięknie świeci, więc
nałożyłam spódniczkę rozkloszowaną, a do tego czarną bluzkę,
którą wsunęłam do spódnicy. Dylemat miałam przy butach, bo
lubię łączyć sportowe elementy z elegancją, dlatego też
nałożyłam białe trampki.
Wsiadając za
kółko otworzyłam pilotem bramę, aby nie czekać długo. Odpaliłam
w tym czasie silnik oraz zapięłam pasy. Przetarłam zaspane oczy i
włączyłam radio. Dochodzi 8, więc muszę jechać, aby nie spóźnić
się na pierwszą biologię. Nasza pani nie lubi kiedy ktoś nie
przychodzi na czas, z czego ona zawsze przychodzi po czasie lub na
styk. Ja nigdy się nie spóźniam, bo nie mam tego w zwyczaju.
Wyjechałam
poza nasze podwórko, a następnie skręciłam w odpowiednią stronę.
Po drodze czerwone światło, czyli dodatkowy postój. Londyn już od
rana zaczyna być zatłoczony. Wszyscy śpieszą się to do szkoły,
to do pracy, nikt nie ma chwili na odpoczynek. Zresztą ja sama
codziennie wykonuję tą samą rutynę, jedynie czasem wyjdę ze
znajomymi. Wtedy mój normalny dzień trochę się zmienia.
-Musimy to
powtórzyć – na parkingu kiedy tylko opuściła swój samochód,
dopadł mnie Luke. Miał na sobie przeciwsłoneczne okulary, dlaczego
ja o nich nie pomyślałam? Dziś na prawdę pogoda nam dopisuje,
szczególnie, że zaczyna się maj. Jedyny minus tego miesiąca to
matura. Jeszcze jakieś 13 dni i będziemy się stresować jeszcze
bardziej niż dziś.
-Ja zawsze
jestem chętna jeśli chodzi o sport – szliśmy wspólnie do szkoły
na pierwszą lekcję. Zazwyczaj przed budynkiem czeka na mnie Holly,
ale dziś pisała mi SMS, że nie będzie jej na biologii.
Będę zmuszona
siedzieć sama. Musze jeszcze napisać do Clari czy pójdzie ze mną
na zakupy, bo potrzebuje dodatkowej opinii osoby trzeciej. Ona zawsze
mi powie co sądzi o danej rzeczy, a dzięki temu będę miała
piękną sukienkę. Wyjęłam z plecaka telefon i wystukałam krótką
wiadomość do przyjaciółki. Pewnie odczyta za jakąś godzinę, bo
ma wyciszone dzwonki.
*
-Nie mam dziś
czasu, bo mam jutro sprawdzian z matematyki – po skończonych
lekcjach zadzwoniła do mnie Clar, żeby przekazać mi smutną
wiadomość.
-Czyli jestem
zdana na siebie? - zrobiłam smutną minę wychodząc ze szkoły.
-A Holly? Ona
pewnie jest chętna – starała się mi jakoś pomóc, ale Holly nie
przyszła na żadną dziś lekcję, więc tym bardziej czułam się
osamotniona.
-Odpada –
otworzyłam samochód chowając do środka plecak – ale może kogoś
znajdę, a jak nie to sama dam sobie radę.
-Wybierzesz
sama coś ładnego, a teraz buźka lecę do książek – pożegnałam
się z nią i na chwilę się zatrzymałam na słońcu. Zamknęłam
oczy i po prostu pozwalałam, aby promienie słońca jak najwięcej
padały na moją twarz. Jednak po chwili ktoś stanął centralnie
przede mną. Uchyliłam pomału powieki i dostrzegłam Lucasa, który
miał głupkowaty uśmiech.
-Eve, mamy maj,
a ty już się opalasz? - moją odpowiedzią było głośne
westchnięcie i otworzenie samochodu.
-Skąd ty się
wziąłeś? - zasiadłam za kierownicą czekając na jego odpowiedź.
-Z twoich snów,
skarbie – puścił mi oczko zamykając moja drzwi. Poczułam
rumieńce na policzka, więc spuściłam wzrok na kierownicę.
-Tak sobie
wmawiaj – odpaliłam silnik, zapięłam pasy i machając chłopakowi
odjechałam. Piękny dzień, a ja muszę sama jechać na zakupy, po
prostu cudownie. Z drugiej strony przydałby mi się teraz mój
kochany Chris. Na światłach wyjęłam telefon, aby wystukać szybką
wiadomość. Mam nadzieję, że dziś nie ma żadnego treningu i
pomoże mi z wyborem sukienki. W końcu to on musi się pode mnie pod
pasować, bo inaczej będzie problem. Uwielbiam kiedy Christian ma
krawat pod kolor mojej kreacji, wtedy to wszystko nabiera sensu.
Podjechałam
pod jedną z większych galerii w Londynie – to tutaj ostatnio
kupiłam piękną sukienkę. Tym razem też mam zamiar wejść i od
razu wyjść, żeby nie marnować całego dnia na chodzeniu po
sklepach.
Oczywiście,nie
ma dnia, aby były tutaj pustki. Chyba większość ludzi czeka już
od rana, na otwarcie i spędza tutaj godziny. Dosłownie nie da się
czasem przejść z jednego sklepu do drugiego. A najgorzej jest w
okresie wiosennym, bo studniówki, wesela, przyjęcia. Każda kobieta
potrzebuje pięknie wyglądać.
Na szczęście
dostałam się do mojego ulubionego lokalu, gdzie od razu przywitała
mnie obsługa, która zapewne mnie zna. Przychodzę tutaj za każdym
razem, kiedy potrzebuję takiego rodzaju ubioru. I muszę przyznać,
że zawsze wychodzę z uśmiechem na ustach. Teraz też mam taki
zamiar, więc zaczęłam się rozglądać po pułkach. Zbyt ciemna, a
po drugiej stronie zbyt jasna. Najlepiej znaleźć taki pośrodku
kolor, wtedy byłabym najszczęśliwszą dziewczyną w danym
momencie.
-W czymś
pomóc? - podeszła do mnie miła ekspedientka z szerokim uśmiechem.
-Dziękuje, ale
na razie staram się coś zlokalizować – odpowiedziałam udając
się na koniec pomieszczenia. Niby wszędzie wiszą jakieś sukienki,
lecz nie takie jakie chcę.
Wszędzie
zajrzałam, dosłownie w każdy kąt i nic. To jest niemożliwe..
Chyba jednak muszę skorzystać z pomocy.
-Przepraszam,
czy mogłaby mi Pani jednak pomóc? - zwróciłam się do tej samej
kobiety, która wcześniej zaproponowała mi pomoc.
-Na jaką
okazję ma być kreacja?
-Coś typu bal,
ale taki bardziej rodzinny – odpowiedziałam podążając za nią
wzrokiem. Najpierw pokazała mi wszystko co miała pod ręką, ale to
nie było dla mnie. Jedna była kanarkowa, a ja nie chcę się rzucać
w oczy. Wyjaśniłam jej mniej więcej, jaki odcień byłby dla mnie
idealny. Dziewczyna złapała się za głowę, aż po przeglądnięciu
wszystkich półek, zaproponowała mi przegląd nowej kolekcji, która
dopiero dziś rano do nich dotarła. Zgodziłam się, bo to zawsze
może mi pomóc.
-Może tutaj
Pani znajdzie sukienkę – otworzyła przede mną zaplecze, gdzie
wisiało tyle samo ciuchów co na sklepie. Z westchnieniem zaczęłam
poruszać się po kantorku. Większość była zbyt bufiasta, a
takich nie lubię. Wolę coś prostego, do połowy uda, ewentualnie
lekko rozkloszowana. Kolor jest jednak do przegadania, ale jak dla
mnie jakiś granat/chaber. Uwielbiam wszystkie odcienie
niebieskiego, od najjaśniejszych do najciemniejszych. Moi rodzice
powtarzają, że jestem urodzoną księżniczką ze względu na moje
niebieskie oczy i umiłowanie do tego koloru. Nie wiem co to ma ze
sobą wspólnego, ale strasznie lubię to stwierdzenie.
-Może ta? - i
teraz zamarłam. Po prostu kilka metrów przede mną wisiała idealna
sukienka. Nie wiem jak, ale chyba przeleciałam tą odległość na
niewidocznych skrzydłach. Wzięłam kreację i przez dłuższą
chwilę jeździłam po niej wzrokiem.
Idealna
długość, kolor granatowy, bez pleców, lekko rozkloszowana, a do
tego idealnie ozdobiona koronką oraz ten delikatny materiał.
Dotykając jej, czuje się jak w czymś co znam od lat. To tak jak z
babcinym obiadem. Zawsze pyszny i nie do zapomnienia. Tak mam właśnie
z tym.
-To ona –
wydusiłam biorąc ją w swoje ręce i kierując się do
przymierzalni. Muszę mieć pewność, czy aby na pewno jest to mój
rozmiar. Bo kota w worku wolę nie kupować. To nigdy nie wychodzi na
dobre, bo może okazać się za mała, a wtedy miałabym kłopot.
Delikatnie
przełożyłam ją przez głowę, a następnie dopasowałam do ciała.
Momentalnie na twarzy pojawił mi się wielki banan. Jak dla mnie
jest pięknie. Czuję się jak w drugiej skórze. Jeszcze tylko
czarne szpilki, ale takie już mam w szafie, i jestem gotowa.
**
-Jest po prostu
stworzona dla mnie – wzięłam gryza kanapki słysząc jak Clari,
zachwyca się ze mną z kupna sukienki.
-A nie mówiłam,
że sama coś znajdziesz? - pokręciłam głową widząc jej
entuzjazm. Biedna spędziła cały dzień na siedzeniu w domu.
-W sobotę będę
królową balu.
-A jak inaczej
– powiedziała brunetka, a następnie ucichła.
-Coś się
stało? - spytałam kończąc kolację, którą musiałam sobie
niedawno zrobić, bo moich rodziców nie ma w domu, a zapomniałam
kupić na mieście.
-Po prostu
zdałam sobie sprawę, że będziesz tam z tym dupkiem –
westchnęłam zamykając oczy. Żyję między młotem, a kowadłem.
Jedno nie lubi drugiego, a ja kocham ich oboje. Nie potrafiłabym
nigdy wybrać, chociaż przyjaźń jest dla mnie skarbem. Od małego
jestem uczona na wszystkich książkach dla dzieci, że prawdziwi
przyjaciele zawsze są najważniejsi, i mimo wszystko z nami zostają.
Znając mnie i mój pech, gdybym źle wybrała Clari i tak by przy
mnie była. Nawet jakby tego w jakiś sposób nie potrzebowała.
-W końcu jest
moim chłopakiem, więc to było jasne, że będziemy tam razem –
odpowiedziałam całkowicie opanowana, bo nie chce wszczynać na
wieczór kłótni.
-Wiem, ale
mogłabyś znaleźć sobie kogoś innego. Na pewno ten Luke jest
lepszy.
-Clar! Proszę
cie, nie baw się w swatkę, kiedy ja tego nie potrzebuje –
spotkała się z moim wyśmianiem, ponieważ Lucas jest moim kolegom
i nie wyobrażam sobie, by między nami było coś więcej niż
przyjaźń.
Strasznie się
boję, że jak powiem Chrisowi o mojej nowej znajomości, to zakaże
nam się spotykać. A wtedy przyznałabym rację Clari, która
skakałaby ze szczęścia.
-Jesteśmy! -
doszły mnie krzyki z dołu, więc spojrzałam na zegarek. Dochodzi
dopiero 20, czyli i tak dosyć wcześniej wyszli z pracy.
-Rodzice
wrócili, jutro się odezwę – wysłałam jej buziaka kończąc
nasze połączenie. Wyskoczyłam z łózka szukając swoich kapci,
aby móc pójść przywitać się. Zeszłam po schodach i zastałam
ich stojących w salonie. Sprawdzali listy, które wyjęłam wracając
z zakupów ze skrzynki.
-Cześć
kochanie – mama ucałowała mnie w głowę, a tato poczochrał moje
już i tak rozwalone włosy.
-Jak Ci minął
dzień? - podreptałam za nimi w stronę kuchni, gdzie wstawiłam
czajnik dla nich na herbatę. Oparłam się o barek i przyglądałam
się ich poczynaniom. Oczywiście mama nie miała pojęcia gdzie co
jest, tak jakby znalazła się w nie swojej kuchni. Kocham ją, ale
mogłaby bardziej zwracać na takie szczegóły uwagę.
-Coraz bardziej
stresuje się sobotą – odpowiedziałam na zadane wcześniej
pytanie do strony ojca.
-Czym? -
ponownie spytał nie spoglądając w moją stronę. Był zbyt zajęty
szukaniem sztućców.
-Po prostu
wszystkim. Nie wiem kto tam może być, ani czy dobrze wypadnę na
tle waszych znajomych – widząc jego zmieszanie podeszłam i
wysunęłam jedną szufladę, gdzie były wszystkie potrzebne
przedmioty.
-Kochanie,
wypadniesz genialnie – ucałował mnie w policzek, a następnie
wymijającym krokiem dotarł do stanowiska na ciepły napój. Zalał
dwa kubki herbaty, a mama zdążyła nałożyć jedzenie.
-Jak będziecie
mieć jutro czas, to pokażę wam sukienkę na sobotę –
postanowiłam zostawić ich samych, bo nie wyglądają na
wypoczętych, a kiedy są zmęczeni to marzą o łóżku. A nie o
rozmawianiu o moich ciuchach.
-Dobranoc –
powiedziałam kierując się do wyjścia.
-Śpij dobrze –
usłyszałam za sobą głoś mamy.
Wróciłam do
swojej sypialni, gdzie jest mi najlepiej. Chwilę przystanęłam w
progu obserwując czy wszystko spakowałam do tornistra. Skoro nic
nie leży na podłodze, to znajduje się w plecaku. Zgasiłam duże
światło, a jedynie zostawiłam lampkę, aby po chwili i jej się
pozbyć. Jest dosyć wczesna pora, ale jak dla mnie odpowiedni czas
do snu. Wyśpię się przynajmniej na jutrzejsze zajęcia. I tak
pewnie nie będzie ciężko, ze względu na rade pedagogiczną.
Zamknęłam
oczy i zaczynałam już pomału śnić o czymś ciekawym, ale wyrwał
mnie z tego stanu dźwięk przychodzącego SMS. Podniosłam szybko
głowę, a dopiero po chwili zlokalizowałam urządzenie, które
wybudziło mnie z mojej własnej bajki.
Ciężko
odblokowałam ekran, a następnie weszłam w wiadomości. Przetarłam
oczy, bo miałam zamazany widok.
Przepraszam,
że nie odpisałem wcześnie.. Tęsknie ;c Kocham cię.. xx Chris
To
mogę wybaczyć, skoro taki jest powód mojego wybudzenia. Z
uśmiechem wystukałam krótką odpowiedź i spokojnie wróciłam do
poprzedniej czynności, która najlepiej mi wychodzi.
Tym
razem nic mi już nie przeszkodzi. Nie mam pojęcia na czym polega
cała ta magia ze snem, ale zgadzam się ze zdaniem, że jest to coś
nie do opisania. Ponieważ każdy wchodzi w taki błogi stan i może
się z niego łatwo wybudzić, ale jednak nie do końca każdy...
....................
Hej! Strasznie długo mi zajął ten rozdział... po prostu myślę, czy nie zacząć tego bloga na nowo. W sensie pod tym adresem, ale usunąć wszystko i napisać wszystko na czystej kartce.. zmienić trochę fabułę..
Ale z drugiej strony nie mam czasu ;-; mam na głowie 2/3 inne blogi, wakacje, szkołę... dlatego będę pisać tak jak zaczęłam, a kiedy nadejdzie wolny czas, to na pewno zacznę wszystko od nowa.. Marzę by wydać kiedyś jakąś z moich książek, ale pewnie daleka droga do tego.. <3
Dziękuje za kom ^^
Pozdrawiam i postaram się dodać coś przed wyjazdem do Bułgarii (30.06) ale nic nie obiecuję, więc miłych wakacji!! <33